Większości turystów Grecja kojarzy się z bezkresnym morzem, złotymi plażami oraz beztroskim relaksem. I tak jest – jeśli ktoś chce oddać się spokojnemu wypoczynkowi, to jedna z greckich wysp będzie na pewno doskonałym wyborem na wakacje. Jednak coś dla siebie znajdą w Grecji także miłośnicy biegania – wokół najpopularniejszych tamtejszych kurortów znaleźć można liczne trasy biegowe, położone bardzo malowniczo.
Na początek kilka słów ostrzeżenia. Oczywiście trzeba mieć świadomość, że jadąc do Grecji w środku lata czekać nas tam będą temperatury sięgające 40 stopni. W takich warunkach biegać powinny raczej tylko osoby mający już doświadczenie treningowe i niezłą kondycję. O wiele chłodniej bywa jednak w Grecji zarówno o porankach, jak i wieczorami – wówczas warunki treningowe są bardziej znośne.
Nie można zapominać, że Grecja to nie tylko piękne plaże, ale dość wysokie góry. Można więc tam przeprowadzać naprawdę solidne, wymagające treningi górskie. A oto trzy przykłady tras biegowych na najpopularniejszych wśród turystów greckich wyspach.
Kreta
Na największej greckiej wyspie, czyli na Krecie, znana trasa biegowa znajduje się w gminie Apokoronas, gdzie regularnie odbywa się nawet impreza sportowa „Biegaj z Koiliaris”. Przygotowywane są wówczas trzy trasy biegowe – dwie rekreacyjne, o długości 3,5 oraz 6 kilometrów oraz bardziej zaawansowana – o długości 13,5 kilometra. Wszystkie one prowadzą wokół przepięknej, bujnej roślinności znajdującej się wzdłuż rzeki Koiliaris. Najdłuższa trasa rozpoczyna się na wybrzeżu Kalives, następnie biegnie przez wioskę Armenoi i kończy się na głównym placu miejscowości Stilos.
Najbliższym dużym ośrodkiem turystycznym tego regionu jest oddalona o około 20 kilometrów Chania, gdzie znajdują się liczne hotele o różnym standardzie, zapewniające komfort wypoczynku (zobacz wycieczki na Kretę z lądowaniem w Chanii lub Heraklionie). W takich miejscach, jak Almyrida Beach, Atlantica Kalliston Resort & Spa oraz Domes Zeen a Luxury Collection Resort Chania można skorzystać m.in. z zabiegów regeneracyjnych i SPA, idealnych po wysiłku biegowym.
Kos
Wyspa Kos jest świetnym miejscem do odbywania treningów biegowych na plaży. Zaledwie 11 kilometrów od stolicy położona jest plaża Tigaki – jedno z najpiękniejszych miejsc do wypoczynku i… biegania. Plaża ma bowiem aż 10 kilometrów długości i pokryta jest drobniutkim, białym piaskiem, po którym biegać można nawet boso. Z plażą Tigaki łączy się plaża Marmari, gdzie po treningu można odpocząć na leżakach i zjeść coś pysznego w jednej z tamtejszych tawern.
Inne, mniejsze, ale także piaszczyste plaże na wyspie Kos doskonale nadające się do biegania to m.in. Paradise Beach (na południowo-zachodnim wybrzeżu) oraz Kavo Paradiso Beach – około pół godziny od wioski Kefalos, na południu wyspy.
Zakynthos
Jeśli chcemy pobiegać po bardzo wymagających górskich terenach, idealny będzie Zakynthos – wokół znajdujących się tam hoteli są co prawda drogi asfaltowe, ale wystarczy oddalić się od hotelu o kilka kilometrów i już pojawiają się strome, górskie żwirówki. Bazą wypadową może być miejscowość Laganas – stamtąd biegnie się do Lithaki i tam skręca w lewo do Keri Beach (około 7 kilometrów) albo w prawo w góry (około 12 kilometrów, z czego 8 kilometrów to ostry podbieg). Ze względu na wysokie temperatury, koniecznie trzeba mieć ze sobą bidon z wodą lub trochę pieniędzy, by kupić napój po drodze.
W Grecji można spędzić wakacje spokojnie i błogo, ale też aktywnie – nie przecież złej pogody albo złych warunków do biegania. Jest tylko zbyt słaba motywacja 😊 Szkoda tylko, że pogoda w Grecji nie sprzyja morsowaniu 😉
Bieganie jest jednym z najpopularniejszych sportów na świecie. Biegają kobiety i mężczyźni, osoby młode i seniorzy, amatorzy i zawodowcy. Biegać można po parku, lesie lub osiedlowych uliczkach. Bieganie nie wymaga dużych nakładów finansowych. Zatem… jak zacząć biegać i nie zniechęcić się po pierwszym treningu? Przedstawiamy garść przydatnych porad.
Bieganie to nie tylko wielkie zawody lekkoatletyczne, wielkie pieniądze dla najlepszych zawodników i zakłady bukmacherskie na wyniki różnego rodzaju mityngów oraz mistrzostw. Bieganie jest jednym z najbardziej rozpowszechnionych i najłatwiej dostępnych sportów na świecie. Nie wymaga nakładów finansowych, można je uprawiać w zasadzie wszędzie i nie potrzeba do tego długich tygodni specjalistycznych przygotowań pod okiem trenerów. Oczywiście nie oznacza to, że można zacząć biegać kompletnie bez przygotowania. Podpowiadamy, jak się do tego zabrać!
1. Idź do lekarza
Przed rozpoczęciem każdej aktywności fizycznej warto odwiedzić lekarza rodzinnego i skonsultować z nim, czy nasz stan zdrowia pozwala na podjęcie regularnych treningów. Czasami bieganie może być niewskazane osobom z przewlekłymi schorzeniami układu ruchu, nieustabilizowanym nadciśnieniem albo schorzeniami serca. Lekarz niekiedy zleca wykonanie podstawowych badań laboratoryjnych, spirometrii albo EKG. I naprawdę nie jest to przesada…warto też poprawić naszą odporność.
2. Zacznij od marszobiegu
Biegania nie zaczyna się od maratonów – jeśli ostatni raz biegaliśmy w szkole na lekcjach wychowania fizycznego, trening należy rozpocząć od marszobiegu, czyli przeplatania spokojnego truchtu oraz marszu. To jak długo będziemy w stanie wykonywać marszobieg, zależy od naszej kondycji, ale na początek ogólnie wystarczy 20 minut wysiłku. Najlepiej jeśli jest to 10 minut truchtu i 10 minut marszu, ale tę proporcję można oczywiście modyfikować. Zacząć warto od trzech tego typu sesji treningowych w tygodniu, a w kolejnych tygodniach wydłużać je o 5 minut i starać się więcej truchtać niż maszerować.
3. Dobierz tempo biegu do swoich możliwości
Bardzo często spotykanym błędem wśród początkujących biegaczy jest narzucanie sobie zbyt szybkiego tempa podczas pierwszych treningów. Nie spieszymy się, nie pędzimy, truchtamy powoli, z nogi na nogę, starając się zyskać pełną świadomość ruchów wykonywanych przez całe ciało. Bieg jest dla człowieka naturalną czynnością, ale… przez współczesny siedzący tryb życia nasze ciała często o tym „nie pamiętają”. Ogólnie można stwierdzić, że tempo zaczynającej treningi biegowe zdrowej osoby oscyluje wokół 6-8 minut na kilometr, ale oczywiście jest to indywidualna kwestia.
4. Dobierz odpowiedni sprzęt
Co prawda sprzęt nie biega, ale może mieć ogromny wpływ na komfort treningu. Jeśli chodzi o odzież, to początkowo naprawdę do biegania wystarczą zwykłe legginsy, dres albo krótkie spodenki i bawełniana koszulka. W profesjonalne stroje i bieliznę termoaktywną inwestujmy później, gdy będziemy mieć pewność, że treningi weszły nam w nawyk. Więcej uwagi trzeba jednak poświęcić obuwiu – bieganie w trampkach nie jest najlepszym pomysłem… Buty do biegania powinny mieć odpowiednio zaprojektowaną cholewkę utrzymującą stabilność stawu skokowego oraz podeszwę amortyzującą każdy krok.
5. Zainteresuj się bieganiem jako dyscypliną sportu
Nie bez przyczyny mówi się, że lekkoatletyka to królowa sportu, a biegi na różnych dystansach są jej najpopularniejszą konkurencją, budzącą ogromne emocje wśród kibiców na całym świecie. Warto wybrać się na mityng lekkoatletyczny, obejrzeć dużą mistrzowską imprezę w telewizji – Polsat Premium czy Canal+.
6.Zakłady sportowe na wydarzenia biegowe
Można też pokusić się o postawienie zakładów bukmacherskich na bieganie. Mają je w ofercie wszyscy legalni polscy bukmacherzy jak Fortuna, STS czy Betclic. Z bonusem na start typowanie jest proste i emocjonujące, a przy okazji można zgarnąć od operatorów różnego rodzaju premie z kodem promocyjnym. Dodatkowe pieniądze na obstawianie zakładów pozwalają minimalizować ryzyko. Dla graczy na start dostępny jest także zakład bez ryzyka (cashback) – to kupon ze zwrotem pieniędzy po przegranej.
Bieganie niesie ze sobą mnóstwo korzyści zarówno dla zdrowia fizycznego, jak i psychicznego. Pomaga utrzymywać prawidłową wagę, wzmacnia mięśnie, poprawia pracę układu krążenia, pozwala się odstresować. Zachęcamy wszystkich, by przynajmniej spróbować – to naprawdę niewiele kosztuje!
Czasem jest tak, że po treningu czuję osłabienie, a niekiedy pojawiają się symptomy przeziębienia lub zmęczenia. Organizm wymaga wtedy dodatkowego wzmocnienia i regeneracji. Dlatego oprócz suplementacji, zdrowego odżywiania, masaży, i rolowania – systematycznie stosuję też kąpiele w soli SALCO: – po długim wybieganiu (przyspiesza się w ten sposób proces regeneracji organizmu), – po morsowaniu (zmienność temperatur pozytywnie wpływa na odporność), – po ciężkim treningu biegowym lub zajęciach fitness na przemian z zimnym prysznicem (chłodna woda zwęzi naczynia krwionośne, zaś gorąca je rozszerzy – taki cykl sprawi, że krew będzie szybciej krążyła i oczyścimy organizm z toksyn), – gdy mam „zakwasy” (rozgrzanie mięśni ciepłą wodą pomaga w ich regeneracji ze względu na szybszy przepływ krwi dostarczającej substancje odpowiedzialne za regenerację), – gdy odczuwam pierwsze symptomy przeziębienia (wirusy nie lubią wysokiej temperatury, dlatego jest to dobre rozwiązanie w pierwszych dniach infekcji, a dodatek olejków do soli oczyszcza drogi oddechowe). Sól Salco jest z nami od naszego pierwszego startu, a więc już ładnych parę lat i nie znudziliśmy się sobą :-).
Od lat stosowałam zwykłą Bocheńską Leczniczą Sól Jodowo-Bromową Salco, jednak od pewnego czasu pojawiły się sole Salco Sport Therapy Aroma wzbogacone naturalnymi olejkami roślinnymi. A więc do całej gamy korzyści z zażywania kąpieli solankowych (dostarczenie ciału cennych minerałów), dochodzi jeszcze aromaterapia. Oprócz kąpieli sól Salco stosuję: – do inhalacji (z olejkami sosny, eukaliptusa, czy rozmarynu), – jako peeling ciała (skóra jest odżywiona i gładka). O dobroczynności soli Salco na nasz organizm można pisać wiele, jeśli ktoś chce zasięgnąć wiedzy u źródła, polecam odwiedzić stronę www.salco.pl
Tu przeczytasz ciekawe artykuły dotyczące soli Salco:
TriCity Trail edycja 2021 – dystans ultra czyli ok. 83 km. Bieg ultra w Trójmiejskim Parku Krajobrazowym.
Start biegu w Gdańsku, meta w Wejherowie, 10 lipca 2021 r. Zapisałam się na spontanie, choć sam bieg był już dobrze przemyślany i zaplanowany, oczywiście z pomocą mojego osobistego trenera Jarka . Pięć lat temu brałam udział w tej imprezie, również na dystansie ultra i bardzo mi się tam podobało. Najbardziej urzekły mnie malownicze, łagodne i długie zbiegi w kształcie serpentynek. Pamiętam, że było to jedno z najbardziej radosnych dla mnie ultra. Być może tym razem też takie będzie – pomyślałam klikając w „zapisz się na bieg”…
Stojąc na linii startu byłam skupiona, wiedziałam jak mam biec i jaki mam cel. Czułam lekki stres, ale jednocześnie radość startu w ultra, gdzie wszystko może się wydarzyć i gdzie mogę się zupełnie rzucić w ten dystans 🙂 Taki długi bieg, to tak naprawdę są zawody w jedzeniu i piciu oraz odpowiednim zaplanowaniu tempa. Tempa, na jakie nasz organizm jest aktualnie gotowy. Kilka wskazówek od Jarka, parę fotek, całus na drogę i wystartowaliśmy.
Od początku biegłam na lekkim luzie, podziwiając piękną trasę. Zaczęłam bardzo wolnym tempem, zgodnie z planem, kumulując energię na dalsze kilometry. Nie pomagał fakt, że od razu było z górki i nogi same niosły, czasem trochę za szybko. Pogoda była świetna i chociaż duża wilgotność powietrza dawała się we znaki, cieszyłam się z tego, że słońce schowało się za chmurami i wiał wiatr, szczególnie na szczytach górek. Uwielbiam biegać z muzyką, więc ona nadawała mi rytm, a nogi same niosły. Priorytetem na takim biegu jest odpowiednie dostarczanie sobie kalorii i nawadnianie od samego początku. Podczas przygotowań mocno na to zwracałam uwagę. Jadłam i piłam więc co kilometr, dzięki temu żołądek mógł się powoli przyzwyczaić do tego, a ciało miało energię. Taka strategia sprawdziła się na naszych wspólnych (moich i Jarka) wielu biegach ultra. Jadłam żele energetyczne, popijając wodą. Zabrałam ze sobą trzy półlitrowe softflaski (zwykle wystarczają mi dwa, jednak ze względu na upały miałam jeden w zanadrzu). Gdy dobiegłam do pierwszego punktu żywieniowego, dowiedziałam się, że jestem czwarta wśród kobiet. Lekko się zdziwiłam, gdyż naprawdę początek mój był dość wolny i myślałam, że sporo dziewczyn mnie wyprzedziło. Nawet jeden zawodnik mijając mnie na początku stwierdził, że robię „spacerek” (hehe, zobaczymy na mecie ;-)) Zwykle punkty z jedzeniem ogarniam dość szybko, ale gdy dowiedziałam się o tym, iż jestem czwarta, chwyciłam wafel z masłem orzechowym, kilka daktyli wrzuciłam do kieszeni plecaka, uzupełniłam flask w izotonik i jazda dalej. Jeden z biegaczy nawet krzyknął do drugiego: „patrz, tak się wychodzi z punktu!”. Wybiegłam żując wafel i zapijając colą. Nie było czasu na marudzenie. Mój cel na teraz: dogonić trzecią kobietę. Jednak cały czas, konsekwentnie utrzymywałam swoje tempo wiedząc jak jeszcze długi jest dystans przede mną. Biegło mi się bardzo komfortowo. Trasa była świetnie oznaczona, jednak w pewnym momencie zamyśliłam się i pobiegłam prosto zamiast skręcić w lewo pod górę, na szczęście dość szybko się zorientowałam, że nie widzę oznaczeń w postaci czerwonych taśm i zawróciłam. Od tego momentu często patrzyłam na mapę w zegarku. Kilka dni wcześniej mocno padał deszcz i w lesie było sporo błota. Nawet w jednym momencie, w tunelu, którym musieliśmy przebiec pod obwodnicą znajdowało się tyle wody, że suchą stopą nie dałoby się tego przejść. Chyba, że za pomocą wspinania się na ogrodzenie (wybrałam tę opcję). Takie jest ultra – szybkość podejmowania decyzji tu ma duże znaczenie. Gdy wbiegałam na drugi punkt żywieniowy, zobaczyłam z daleka Jarka i Krystiana, którzy przyjechali mi kibicować. Fajnie było ich tam spotkać. Wówczas byłam druga wśród kobiet, więc: arbuz i słony precel w dłoń, uzupełniłam picie i lecę dalej. Mijam na trasie wielu znajomych, mówią mi: Ela donieś te 2 miejsce do mety, trzymamy kciuki! To było bardzo miłe. Wiec starałam się „nieść” to 2 miejsce najlepiej jak umiałam. Nagle znienacka na drodze „wyrosła” rzeczka – chciałam przemknąć po kamieniach, ale jeden z nich niespodziewanie się osunął i jedna stopa wpadła mi do wody. Nóżka przemoczona, ale szybko wyschnie, pomyślałam. Jednak później, na mecie, okazało się, że właśnie na tej stopie zrobił mi się mega pęcherz, który dokuczał przez większość dystansu. Ogromnie lubię na Tricity Trail te serpentynki zbiegowe. Malowniczo się wiją odsłaniając piękno Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego. Niektóre górki były mocne, ale podejścia nie sprawiały mi problemów. Szłam szybko i czułam siłę. Z radością rozpoznawałam znajome szlaki, po których biegłam 5 lat temu. Zupełnie jednak nie pamiętałam ścieżki edukacyjnej w Marszewie – są tam domki i wiaty umiejscowione na górkach. Biegło się tu po podestach ułożonych w lesie. Stali tam kibice, którzy bili brawo i wskazywali gdzie zbiec, bo taśmy były akurat mało widoczne. W miejscowości Głodówko przy przejściu przez ulicę wolontariusz chwilkę biegnie ze mną i mówi, że mam super wynik, bo nie tylko jestem 2 kobietą, ale 25 w open. Podziękowałam mu za wieści, uśmiechnęłam się i poleciałam dalej. Czułam się świetnie, biegłam słuchając ulubionych bitów, i już zaczęłam wyczekiwać punktu żywieniowego na 55,5 km, bo od tego momentu mieli mi towarzyszyć Jarek z Krystianem. Jadąc tam samochodem, GPS poprowadził ich jakimiś kocimi łbami, spóźnili się i nie zastali mnie. Zdecydowali jednak, że wybiegną w moją stronę z innego miejsca i spotkamy się na ok. 60 kilometrze. Na punkcie ekspresowo uzupełniłam picie, bułka i kabanos (tłuszcze) w rękę i potruchtałam dalej. Bardzo się ucieszyłam widząc Jarka i Krystiana, bo powoli zaczynałam już odczuwać znużenie, a pogaduchy zawsze pomagają. W sumie to oni głównie nawijali, gdyż ja nie chciałam tracić energii. Swoją drogą, to świetny pomysł organizatora, że pozwolił na wsparcie mentalne (czyli biegnie się obok zawodnika i można go motywować, ale nie wolno oferować pomocy fizycznej,czyli podawać jedzenia i picia, nieść plecaka, itp.). Jarek lekko i niezauważalnie dla mnie podkręcał tempo biegu, motywował i wspierał. Ma na mnie swoje sposoby. Gdy szłam, on był z przodu i zerkał na mnie, po chwili zaczynał delikatnie truchtać i w dziwny sposób uruchamiała się taka mentalna linka między nami, na której mnie „ciągnął” i poddając się temu, ja też biegłam (sprawdzone nie raz na Rzeźniku :-)). Nagle przed nami wyrosła góra – poważnie nachylona i wysoka, a wzdłuż niej lina – jaki to był super pomysł, że można się było po niej wspiąć! Zwłaszcza, że tam już zaczęłam odczuwać lekkie zmęczenie. Jednak zawsze po podejściu jest zbieg, wiec ciśniemy dalej. Byle do Zbychowa! To nasze tereny, po których często biegamy. Poza tym, stamtąd już będzie z górki. Dobiegliśmy do punktu żywieniowego, szybkie izo plus arbuzy i jazda do mety.Zmęczenie jest coraz większe i niestety, przemoczone wcześniej stopy mocno już dają się we znaki, czuję ten ból, jednak staram się o tym nie myśleć. Byle jak najszybciej do mety! Niczym mantrę słyszę Jarka głos: „jedz, pij i do przodu!” i tak do Wejherowa. Wiem, że chłopaki oglądają się często, czy mnie nie dogania dziewczyna z trzeciego miejsca. Cisną ze mną i napierają. Ostatnie kilometry ciągną się jednak…
Wreszcie zaczynam słyszeć odgłosy spikera zawodów. Widzę już znajome ścieżki w parku. Jarek się ogląda, chyba po raz ostatni. Kątem oka dostrzegam jak się uśmiecha. – Zrobiłaś to! – Śmieje się. Razem to zrobiliśmy, myślę. Przed biegiem mocno się obawiałam, czy moja forma, a raczej jej brak, pozwoli mi w ogóle stanąć na podium, a tu taki wynik… Mijamy biegacza z dystansu maratońskiego, który widząc, jak przyspieszamy rzucił tylko: – ,,dobra, biegnę z wami”. Po kilkunastu metrach został w tyle. Ostatni podbieg, zakręt, już widać metę. Słyszę okrzyki: ”brawo Ela!” Chwytamy się z Jarkiem za ręce. Jest w euforii, coś tam wrzeszczy, pokazuje na mnie, a ja się cieszę. Że to już koniec, że „dowiozłam” świetne miejsce, że znów mogłam poczuć magię tego biegu. Oprócz 2 miejsca wśród kobiet byłam 22 w open. Cieszę się bardzo, dziękuję za gratulacje na mecie wszystkim moim znajomym. A mojemu ukochanemu Jarkowi za misję, jakiej się podjął prowadząc mnie do mety , choć ze mną, zwłaszcza już zmęczoną nie jest łatwo
Było niesamowicie, długo będę ten bieg wspominać. Te zawody mają swój klimat – sceneria TPK jest magiczna. Pod względem organizacyjnym wszystko było zapięte na ostatni guzik (a jak nie było, nic o tym nie wiem) – widać, że bieg robią ultrasi. Punkty żywieniowe wypaśne i super ogarnięte. To po prostu fajna impreza na biegowej mapie Polski. Na pewno jestem tu za rok. A teraz regeneracja: basen (mam rzut beretem więc grzech nie skorzystać), kąpiele w morzu, urlop, jednym słowem – roztrenowanie. To był mój 16 bieg ultra…
W niedzielę zwykle przypada długie wybieganie. Wiadomo, ze wówczas zapotrzebowanie kaloryczne jest nieco większe i można sobie pozwolić na słodkie co nieco. Od jakiegoś czasu staramy się unikać glutenu oraz białego cukru, a więc polecamy ciasto, które nie zawiera żadnej mąki. Bazą „mączną” jest tutaj fasola i banany 🙂 Zawiera cukry w postaci miodu oraz bananów 🙂
Świetnie może służyć za np. drugi posiłek w ciągu dnia, lub posiłek po lub przedtreningowy.
Przepis: ugotuj fasolę – ok 250 dkg – białą, czerwoną, jaką chcesz (może tez być z puszki, w tym przypadku potrzebne będą 2 puszki odsączonej i przepłukanej fasoli), wrzuć do blendera, następnie dodaj: 2 łyżki miodu 3 łyżki dobrej jakości ciemnego kakao 4 jajka łyżkę karobu – niekoniecznie ale dodaje smaczku łyżeczkę sody dwa duże banany pół garści rodzynków lub ok. 10 daktyli wcześniej namoczonych pół łyżeczki kurkumy wraz Ze szczyptą pieprzu Zblenduj wszystko na jednolitą masę, przełóż do formy do pieczenia wyłożonej papierem. Na wierzch można pokruszyć orzechy włoskie. Piecz 40-50 minut. I gotowe Można podawać z polewą czekoladową lub bez, jak lubisz
Od kilku lat jesteśmy za pan brat z probiotykami Living Food. Podczas naszych przygotowań do biegów ultra mieliśmy do czynienia głównie z preparatem Probiosport.
Wiadomo, że na długich biegach kilkunasto lub nawet kilkugodzinnych nasze jelita wraz z żołądkiem często mogą przeżywać katusze, gdyż nie rozpieszczamy ich wtedy, pijąc colę, kawę, spożywając żele pełne cukru i jedząc często wysokoenergetyczne, i zarówno niezdrowe jedzonko…
Dlatego warto wspomagać jelita. Napisano już o tym mnóstwo – że to nasz drugi mózg, że od ich kondycji zależy nasze zdrowie, itp, itd. To prawda. Żeby uniknąć kłopotów nie tylko trawiennych, ale przede wszystkim chorobowych, wspomagamy się cały czas różnymi probiotykami. Gdy jelita nie działają prawidłowo również ważne składniki odżywcze się nie wchłaniają. Wspomnieć tutaj warto, że niestety, kiszona kapusta, ogórki i buraki to za mało. Są świetne – przede wszystkim pyszne i mają mnóstwo dobrych bakterii, jednak zbyt mało, aby dać radę zaradzić wszelkim kłopotom, które mogą przytrafić się nam np. gdy chorujemy i zażyjemy antybiotyk.
Jako blogerzy współpracujemy od lat z marką Living Food. Na podstawie indywidualnych potrzeb naszych organizmów dobrano nam specjalnie zestawy probiotyków:
Jarkowi natomiast zarekomendowano Probiotyk Joy Day, który zawiera w swoim składzie najwięcej bakterii probiotycznych i odbudowuje mikrobiotę jelitową, zwłaszcza po długiej antybiotykoterapii. Otrzymał też Probiotyk Zioła Jędrzeja Owoce Lasu, który oprócz bakterii probiotycznych zawiera wyciągi z owoców leśnych i mocno wspomaga układ odpornościowy . Preparaty te zostały dobrane indywidualnie, w odpowiedzi na sygnały naszych organizmów.
Jeśli tak jak my, potrzebujecie również takich preparatów wspomagających zdrowie zachęcamy do odwiedzenia strony internetowej living-food.pl
Znajdziecie tam mnóstwo info o bakteriach (tych dobrych dla nas), szczepach, badaniach, itp. Na blogu poczytać można o tym, czym są probiotyki i prebiotyki a także synbiotyki. Okazuje się, że naprawdę dużo ciekawych i bardzo pożytecznych żyjątek zamieszkuje nasz organizm 😉
A my co jakiś czas będziemy dawać znać, jak działają na nas te cuda natury 🙂
W samym sercu Kaszub, we Wdzydzach, co roku odbywa się Festiwal Biegów Polski Północnej. Tutaj, co roku, biegacze startując w pięciu biegach walczą o tytuł Hard Runnera.
Długi czerwcowy weekend 2021 to była ciekawa nasza przygoda z bieganiem. Pięć startów w zawodach w ciągu trzech dni to niezłe wyzwanie, nawet dla ultramaratończyków 🙂 Znajomi namawiali nas, żeby wziąć udział, opowiadali, że zwykle tym biegom towarzyszy duży upał, wspaniała atmosfera i dobra zabawa. W ostatniej chwili zapisów zdecydowaliśmy się więc 🙂 I nie żałujemy. Wszystko się sprawdziło 🙂
Legendy mówią, że biegacze rezerwują tu noclegi jeszcze w styczniu, a my znaleźliśmy nocleg w Karczmie „Zagość” zlokalizowanej na terenie Muzeum 🙂 w której był jedyny wolny jeszcze pokoik do wynajęcia :-). Warto zaznaczyć, że ten obiekt muzealny to karczma pochodząca z Rumi.
Oczywiście, nie obyło się bez lokalnych przysmaków kaszubskich, np. ruchanek oraz zwiedzania Skansenu w przerwie między biegami. Położony jest nad brzegiem jeziora Gołuń, a otacza go las. Kaszubskie chałupy, wiatraki, kościoły, odtworzone wnętrza budziły nasze zaciekawienie.
Muzeum we Wdzydzach
W piątek wieczorem, o 19.30 – wystartowaliśmy w biegu na dystansie 15 km, – leśną, kamienistą, piaszczystą i bardzo uroczą trasą. Oboje postanowiliśmy, że będą to dość szybkie starty, gdyż przygotowujemy się do dłuższych dystansów. Rzuciliśmy się na ten bieg i rywalizację, gdyż głodni byliśmy startów 🙂 Mocno więc pobiegliśmy te 15 km, pomimo upału i mimo, iż tydzień wcześniej dużo daliśmy z siebie w innych zawodach – Ela na dystansie 50 km, Jarek 23 km w Festiwalu Ultraway. No i wyszło bardzo fajnie: Ela zajęła 3 miejsce w kat. wiekowej 🙂
Bieg na 15 km.
Drugi dzień od razu rano start na 10 km, a o 14:00 start na 5 km. Bardzo duży upał zweryfikował nasz zapał, w samo południe w lesie naprawdę mocno przygrzewało. Poza tym odczuwało się trochę krótką regenerację po wczorajszym wieczornym biegu.
____________
Niedziela to start Półmaratonu Stolema oraz Kaszubskiej mili. Zdecydowaliśmy, że półmaraton pobiegniemy razem. Okazało się, że Ela mogła powalczyć o miejsce w kategorii. Upał już od samego rana dawał się we znaki, trasa pagórkowata, po piachu, kamienista, szutrowa, mało cienia. Jarek dbał o picie i jedzenie, walczył z Eli kryzysami Pilnował tempa, nalewał wody do bukłaka na punktach, potem musiał Elę dogonić, ciągnął za rękę pod górki, polewał wodą, motywował, a gdy jakaś zawodniczka się zbliżała, kazał przyspieszać I udało się – wyprzedziła dziewczyny w swojej kategorii wiekowej zajmując 2 miejsce 🙂
Kaszubska Mila to ostatni bieg, prawie w samo południe, bo o 14.00 – w pełnym słońcu. Po trawie, po lesie, piachu i szutrze, trochę pod górkę 🙂 Ela rzuciła wszystkie siły na ten bieg i wygrała w swojej kategorii.
Fantastycznie było znów poczuć klimat zawodów sportowych, spotkać biegową brać, poznać wielu nowych przyjaciół.
Organizacja biegów na Festiwalu była na świetnym poziomie, orgowie stanęli na wysokości zadania walcząc z upałem – było bardzo wiele punktów z wodą na trasie, dzięki czemu nie zagotowaliśmy się w tym upale :), trasy były dobrze oznaczone, wszędzie widać było wolontariuszy, pomagali strażacy, była świetna obsługa medyczna. Po każdym biegu kucharz serwował pyszne posiłki regeneracyjne. Wielkie dzięki 🙂
W sobotę po zmaganiach na 5 km odbyły się jeszcze biegi kobiet i mężczyzn na Piwną Milę 🙂 w których my akurat nie braliśmy udziału, ale aktywnie kibicowaliśmy. Także Bieg Przebierańców wzbudzał niemało emocji, gdyż przebrania były tak pomysłowe, że trudno było wybrać te najciekawsze. Jednak grupa biegowa Energy Kaczory przebrana za więźniów i policjantki skradła wszystkim kibicom serducha!
W sobotę również miały miejsce biegi dla najmłodszych – fantastycznie, że organizatorzy również zadbali o to, by dzieci mogły pobiegać! 🙂 Wielkie brawa!
„Niska temperatura wody pobudza nasz układ hormonalny, dzięki czemu uwalniane są: endorfiny, adrenalina, dopamina, glukagon i hormony tarczycy. Naturalny zastrzyk hormonów sprawia, ze mamy więcej motywacji do działania, stajemy się bardziej odporni na stres i zadowoleni z życia. (…) Przełamując blokady własnego umysłu, nabieramy pewności siebie, budzi się nasza kreatywność i wzrasta poczucie własnej wartości.”- Przemysław Siwacki, „Zdrowie bez leków” (01/2021). Morsowanie, przynosi naszym organizmom fajne, same pozytywne rzeczy, jednak należy też pamiętać o tym, że nie każdy może korzystać z zimnych kąpieli (np. osoby z chorobami serca) – sprawdźcie to zanim zaczniecie swą przygodę z zimną wodą.
Jesień, to okres w którym infekcje i przeziębienia dopadają wiele osób. Wirusy szaleją, jak muchy latem na polnej łące. No to trzeba znaleźć jakiś sposób, żeby się nie dać, zwłaszcza, że dodatkowo osłabiamy swój organizm intensywnie trenując. My znaleźliśmy! To sekretna mikstura czosnkowa babci Pelagii. Babcia zawsze miała super sposoby na poprawę zdrowia.
Przepis
Składniki: – 400ml wody, – 7 dużych ząbków czosnku dobrej jakości (najlepiej polski, z ekologicznej uprawy), – 3 solidne kawałki imbiru (ok. 200 g), – 2 cytryny (najlepiej niewoskowane, bio), – 2 łyżki miodu naturalnego.
Zagotować 400 l wody, wystudzić do takiej temperatury, żeby była mocno ciepła, ale nie parzyła. I uwaga: letnia to nie jest odpowiednia temperatura!Przelać wodę do litrowego słoika. Gdy się studzi obrać czosnek, przecisnąć przez praskę lub drobniutko pokroić. Imbir pokroić w drobną kostkę. Wycisnąć sok z cytryn – pestki można wsadzić w ziemi, będzie z tego ładna zielona roślinka na wiosnę. W ciepłej wodzie mieszamy miód, aż do rozpuszczenia. Teraz dodajemy sok z cytryn, czosnek i imbir.Mieszamy wszystko i przykrywamy słoik gazą lub ściereczką odstawiając na 24-30 godzin w nieprzewiewne i ciepłe miejsce.Po tym czasie należy wszystko przecedzić przez gazę lub sitko i przelać do butelki wcześniej wyparzonej. Miksturę przechowujemy w lodówce i pijemy po łyżce rano i wieczorem.
Druga opcja – hardcore: całą zawartość słoika lekko zmiksować i zajadać bez przecedzania. Zdrowia i smacznego!
Biegałam wielokrotnie zawody ultra, kilka razy biegi górskie 80 km, jednak od początku miałam ogromny respekt do tego dystansu, zwłaszcza gdy dowiedziałam się, że te 100 +, to tak naprawdę 111 km. Przygotowywałam się mentalnie i wytrzymałościowo. Gdy nadszedł ten dzień odczuwałam lekki stres, ale wiedziałam, że jestem wytrenowana i poradzę sobie z tym dystansem.
Kilka tygodni przed zawodami nasz biegowy kumpel – Maciek zaproponował, że możemy pobiec razem. Ucieszyłam się, gdyż fajnie jest biec z kompanem. Można się motywować i wspierać. Poza tym on jest bardzo doświadczonym ultrasem, więc będę spokojna. Czytaj dalej →