• Strona główna
  • O nas
  • Osiągnięcia
    • Indywidualne osiągnięcia
    • Nasze rekordy życiowe
  • Kontakt

Biegające Małżeństwo

~ Blog o bieganiu we dwoje

Biegające Małżeństwo

Category Archives: Nasze starty w zawodach

Fantastyczne ultra w Trójmiejskim Parku Krajobrazowym

11 Poniedziałek Lip 2016

Posted by biegajacemalzenstwo in Nasze starty w zawodach

≈ Dodaj komentarz

Tagi

80 km, city trail, compressport, gdańsk, nike wildhorse3, panachesport, trójmiejski park krajobrazowy, tricity, tricitytrail, ultrabieg, wejherowo

Uff! Ciężko było nam się zabrać za napisanie relacji z 80-kilometrowego biegu TriCity Trail. Chcieliśmy tylko odpoczywać, a że słusznie nam się to należało, o tym jest ta historia :-).

20160710_044853

20160710_044133
Świetnie spędziliśmy czas w Wejherowie. Ugościła nas Natalia i to również dzięki niej w niedzielny poranek dotarliśmy do Gdańska na start biegu.
Z Elą daliśmy sobie całusa, bo wiedzieliśmy, że razem to biec nie będziemy i… hajda!
Jarek:
Na początku miałem biec w spokojnym tempie ok. 6 minut na kilometr i plan ten realizowałem. Wielu biegaczy ruszyło mocniej, wyprzedzali mnie, a ja się nie podpalałem. Na podejściach byli tylko zdziwieni, bo albo biegłem albo bardzo szybko ich mijałem. Czułem się świetnie. Już od ok. 15 km zacząłem mijać tych którzy wcześniej byli przede mną. Na 19 km, czyli pierwszym punkcie żywieniowym przywitałem się z Tomkiem z redakcji Maratonów Polskich, bardzo szybko uzupełniłem zapasy i dalej w długą. Zostawiłem za sobą kolejnych może 10-15 biegaczy. Było świetnie. Nie chciałem przyspieszać więc w miarę możliwości utrzymywałem to tempo. Parę razy zgubiłem trasę, ale to przez moje gapiostwo, chociaż raz ewidentnie ktoś zerwał taśmy i wrzucił je na pobocze.
20160710_044216Na drugim punkcie żywieniowym też szybkie uzupełnienie wody i już mnie tam nie było. Trzeba przyznać, że wolontariusze na trasie spisywali się świetnie. Sami proponowali, że napełnią mi bukłak. Służyli pomocą i uśmiechali się do biegaczy jak do starych, dobrych przyjaciół.

Trasa świetna malownicza, a ja czułem się jak Powiernik Pierścienia, który bez wytchnienia pędzi, że wykonać swoją misję. Było genialnie, widoki wspaniałe, a trasa niesamowicie malownicza.
W tak błogim nastroju pozostawałem do 37 kilometra. Na podejściu złapał mnie kurcz. Był tak silny, że musiałem się zatrzymać i rozmasowywać obolałe miejsce. Czuję to nawet dzisiaj. Nie spodziewałem się, że takie coś może się zdarzyć przy podchodzeniu pod górkę. Człowiek to się całe życie uczy. Mówię swojej ,,Nózi”, żeby się nie wygłupiała, bo przecież tak świetnie nam szło, ale ona niestety miała inne plany. Teraz musiałem zwolnić. Tempo drastycznie spadało. Chcąc rozwinąć większą prędkość musiałem bardzo uważać albo po prostu zacisnąć zęby. Sielanka się skończyła, ale na ile mogłem to biegłem. Świetne były reakcje innych biegaczy, którzy zatrzymywali się i pytali w czym pomóc. Uwielbiam za to biegi Ultra!

Czytaj dalej →

Powrót w Bieszczady, czyli Bieg Rzeźnika po raz drugi :-)

30 Poniedziałek Maj 2016

Posted by biegajacemalzenstwo in Nasze starty w zawodach

≈ Dodaj komentarz

Tagi

bieg anglosaski, bieg górski, bieg rzeźnika, biustonosz spoprtowy, Cisna, compressport, craft, opaski kompresyjne, ultrabieg, ultramaraton, zegarek garmin fenix3

festiwal biegowy.JPG-3Lubimy ten stan!
Zmęczeni, obolali, ale przeszczęśliwi!
Bieg Rzeźnika w tym roku z lekko zmodyfikowaną trasą nie stracił na wartości i walorach krajoznawczych. Trasa jak zwykle trudna, wymagająca i dająca w kość (a raczej w stawy 😉), ale według nas, ta z Połoniną Caryńską, była trudniejsza.
Przed biegiem plany były ambitne, przygotowania wyszły świetnie nie tylko biegowe, ale i siłowe. To widać nawet po tym, że nie jesteśmy tak obolali i zmęczeni, jak rok temu.

13313710_10206716731658185_1413605400_o

źródło: internet

10
Wystartowaliśmy spokojnie, ale żwawo i konsekwentnie realizowaliśmy nasz plan. Jednak już od trzeciego kilometra Jarek biegł poza komfortem. Było coraz gorzej, jednak połykaliśmy kilometry dosyć szybko. Od wolontariuszy, którzy podawali wszystkim drużynom wyniki, dowiedzieliśmy się, że zajmujemy lepszą pozycję niż w tamtym roku, czyli cały czas szliśmy ostro do przodu.🙂
Trzy tygodnie wcześniej widzieliśmy, że forma rośnie, że jest super, czego potwierdzeniem był udany start na zawodach Olsztyn Biega. Niestety, po tygodniu, Jarka dopadła infekcja z gorączką, bólem gardła. No i cóż, trzeba się było na gwałt leczyć i próbować coś zrobić z organizmem. Udało się zatrzymać infekcję, ale już na treningach czuł, że organizm jest osłabiony. Myśleliśmy, że do Rzeźnika uda się odzyskać formę i że będzie dobrze. Niestety, nie było.
Podczas biegu Jarek czuł się coraz gorzej, w pewnym momencie postanowiliśmy, że zakończymy w Cisnej, bo szkoda zdrowia. Ela natomiast brykała po zbiegach jak kozica, czuła się bardzo dobrze, widać było, że przygotowania do biegu były świetne!
Wpadliśmy na przepak, zjedliśmy zupę, już na czasie nam w ogóle nie zależało i wtedy Jarek podjął decyzję, że fajnie by było ukończyć te zawody i potraktujemy ten bieg krajoznawczo. Mamy na to przecież 16 godzin.
Świetnie było wędrować pograniczem, fajnie się gadało z biegaczami, a widoki genialne. Szliśmy sobie podziwiając okolicę.

2
Po drugim przepaku dołączyliśmy do dwóch biegaczy i z nimi biegliśmy przez długi czas. Zjedzony posiłek na punktach regenerował siły i energia wróciła. Bardzo mocno posiłkowaliśmy się pastylkami z glukozy z magnezem Dextro Energy, które były rozdawane na punktach żywieniowych. Na ostatnich kilometrach już śmigaliśmy, a ostatnie dwa po szosie nawet w tempie 4:15, żeby fajnym akcentem zakończyć bieg.
Było super, świetne doświadczenie i doznania. Spotkaliśmy wiele osób, które znają nas z naszego profilu i artykułów na portalach biegowych. Świetnie się z Wami gadało 🙂.
Przybiegliśmy w czasie 14:19, więc jeszcze trochę sił zebraliśmy, żeby nie tylko iść, ale pobiegać i zdobyć koszulkę finishera, warto było o nią zawalczyć 🙂

liga biegów górskich-4

fot. Liga Biegów Górskich

O słynnym piwie na mecie marzyliśmy całą trasę 😉
Było super i cieszymy się, że możemy razem przeżywać takie chwile 🙂.
Bieg jak zwykle, świetnie zorganizowany, wolontariusze – debeściaki, kibice genialni, to oni sprawiają, że zawody na długo zostają w pamięci i mimo zmęczenia, idąc na ostatnich nogach, podrywasz się nagle do biegu!
Turyści, którzy kibicowali na trasie również byli niesamowici!
Za rok też tu będziemy! Bieg Rzeźnika uzależnia! 😉

Ela: jestem dumna z Jarka, że jednak mimo swoich dolegliwości z organizmem, biegł dzielnie dalej. Ale on taki już jest – nigdy się nie poddaje 🙂

13321275_10206691102217465_1174570397_o

Bardzo dziękujemy Wojtkowi Jegerowi ze Sklep Biegowy Olsztyn, bo bez nich nie byłoby nas na biegu, specjalistom ze Sportslab.pl, czyli Michałowi Złotowskiemu i Szczepanowi Wiecha, za przygotowania i rady wydolnościowe oraz Ryszardowi Szparakowi za wiele cennych rad treningowych, które pozwoliły nam się przygotować do zawodów.
Również dziękujemy firmom, które nas wspierają: SKLEPBIEGOWY.com,Compressport, Garmin, Tri-Fun.pl, Panache Lingerie, Craft, LEKI, Arctica i naszemu partnerowi koszulkowemu Krótki rękawek.

Biegowy Puchar Małżeństw Olsztyn 2015

16 Poniedziałek List 2015

Posted by biegajacemalzenstwo in Nasze starty w zawodach

≈ Dodaj komentarz

Tagi

10 km, bieg małżeństw, biegacze, biegowy puchar małżeństw, biegowy puchar olsztyna, centrum rekreacyjno sportowe Ukiel, grand prix olsztyn, olsztyn, olsztyn biega, panache lingerie, panachesport, pary małżeńskie, running, sochic!, ukiel, wkr fan, zawody biegowe

DSC02255

11390235_897933426932907_2944676188859554947_nO Biegowym Pucharze Małżeństw możemy powiedzieć parafrazując słowa bohatera powieści  Henryka Sienkiewicza, czyli pana Michała Wołodyjowskiego: ,,my to nie chwaląc się sprawiliśmy”! Tak było rzeczywiście. Pisząc artykuł o bieganiu dzieci, Jarek skontaktował się z organizatorami I edycji Biegowego Pucharu Olsztyna pytając o wiele szczegółów dotyczących organizacji zawodów i startów najmłodszych. Mimochodem zagadnął, co sądzą o stworzeniu klasyfikacji małżeństw w kolejnej edycji. Mateusz Kownacki, z którym Jarek się kontaktował powiedział, że przemyślą sprawę. Po kilku tygodniach przesłał nam wiadomość, że nie tylko będzie taka klasyfikacja, ale powstanie Biegowy Puchar Małżeństw na dystansie 10 km. Ta wiadomość zaskoczyła nas bardzo. Nie spodziewaliśmy się tak pozytywnej reakcji. Organizatorzy Biegowego Pucharu Olsztyna, czyli członkowie WKR Fan, to ludzie którzy lubią osoby z inicjatywą i ciekawymi pomysłami. Pewnie trochę obawiali się o frekwencję i zainteresowanie ze strony biegaczy, ale… kto nie ryzykuje ten nie pije szampana!

Czytaj dalej →

Warszawski spontan 2015

03 Wtorek List 2015

Posted by biegajacemalzenstwo in Nasze starty w zawodach

≈ Dodaj komentarz

Tagi

maraton, maraton dwóch brzegów, maraton warszawski, mistrzostwa polski blogerów, warszawa

9Maraton Warszawski nie był planowanym startem. Pobiegłam w nim na pełnym „spontanie”. Po półmaratonie w Skarżysku Kamiennej wiedziałam, że jestem w dobrej formie. Ciekawa byłam jak poszłoby mi na królewskim dystansie, więc padło na Warszawę. W tym roku właściwe przygotowania były do różnych dystansów – od 5-tki do ultramaratonu 80 km. Na treningach więc robiliśmy wszystko: od biegania wytrzymałościowego po szybkościowe.IMG_20150926_150325

Dodatkowo do uczestnictwa w maratonie zachęcało to, że meta ostatni raz będzie na Stadionie Narodowym. Miałam już okazję tam wbiegać kilka lat temu podczas biegu charytatywnego w ramach Orlen Warsaw Marathon. Niesamowite przeżycie! Poza tym kusiły mnie pierwsze Mistrzostwa Polski Blogerów, więc miałam kolejny bodziec, żeby wystartować.DSC01524

Jarek tym razem nie zdecydował się biec maratonu, a jedynie mi kibicować, robić relację fotograficzną i być moim supportem na trasie. Jestem mu za to ogromnie wdzięczna.

Miesiąc przed maratonem wprowadziliśmy w życie dietę Rafała Szewczyka, która świetnie nam służy. Jest dobrze zbilansowana i idealnie dopasowana do treningów.

Przed startem zastanawiałam się, jaką taktykę obrać. Zaryzykować i biec szybko czy też  racjonalnie wykorzystywać swoją energię? Tydzień wcześniej zrobiliśmy badania wydolnościowe w Sportslab.IMG_20150926_153034

Dowiedziałam się tam, że moja prędkość na maratonie powinna być w granicach ok. 4.50, czyli tętno ma wynosić najwyżej 166 uderzeń na minutę i to na podbiegach. Jeżeli biegłabym szybciej, to organizm mógłby zbyt szybko odmówić posłuszeństwa. Jednak postanowiłam zaryzykować. Czułam się naprawdę na siłach, zmotywowana i bardzo zadowolona, że tam pobiegnę. Optymistyczne założenie czasu ukończenia to 3 godz. 15 minut. Już wiedziałam, że pobiegnę poza swoim komfortem.4

27 października, jesienny poranek, stoję na starcie Maratonu Warszawskiego.  Kolega Rafał oznajmia, że będzie próbował biec na 3.10, ja ustawiam się z „zającem” na 3.15.

10Chcę poczuć atmosferę. Właśnie zabrzmiała pieśń Niemena „Sen o Warszawie”. Pamiętam, jak kilka lat temu byliśmy z Jarkiem na meczu Legii Warszawa i jakie wrażenie wywarła na nas ta pieśń. Jednak mnie, ani jak mi się wydaje nikogo obok to nie wzrusza.
Biegacze są zajęci rozgrzewaniem się, skupieni nad pobiciem nowych życiówek oraz jeszcze ostatnimi rozmowami z bliskimi, którzy przyszli z nimi na start. Mam porównanie z maratonem w Poznaniu. To było naprawdę przeżycie. Na starcie się wzruszyłam. Muzyka Vangelisa „Rydwany ognia” na starcie oraz motywujące słowa konferansjera. A tutaj? Nic, nie ma atmosfery. No, cóż – pomyślałam – trzeba lecieć. Uśmiecham się do Jarka, buziak, uściski na szczęście, a potem padł strzał startera.DSC01522

Zaczynam w tempie 4.44, na rozgrzanie, potem już schodzę poniżej 4.40. Biegnąc czuję się bardzo dobrze i komfortowo, nawet za bardzo. Ale wiem, że to początek. Zawsze tak jest. Byle nie przyspieszać, choć euforia, atmosfera stwarzana przez kibiców sprawia, ze nogi same niosą.

 

11Ustaliliśmy z Jarkiem, na jakich kilometrach mniej więcej będzie na mnie czekał z żelami lub piciem. Jednak tyle jest punktów odżywiania na trasie, że naprawdę support nie jest potrzebny, ale wyglądam Jarka. Potrzebuję jego obecności.

Gdzieś ok. piątego kilometra widzę przed sobą grupkę zawodników, którzy biegną równo, rozmawiają, śmieją się. Mają na koszulkach napisy: Biegnę, żeby Bartek mógł biegać.

14

Dołączam do nich i mówię: Hej gaduły, na jaki czas biegniecie? Szybko się zapoznaliśmy, zgraliśmy nasze tempo. Bardzo dobrze mi się z nimi biegło, a nawet rozmawiało czasem, choć dla nich to tempo było lajtowe, dla mnie niekoniecznie. Okazało się, że startowali  również na półmaratonie Wtórpol, na którym to były rozgrywane Mistrzostwa Polski Małżeństw. Okazało się, że pochodzą stamtąd. Mamy też wspólnych znajomych z Biegam Bo Muszę w Kielcach.

pzu-out-mwa15_01_mtr_20150927_094606.jpg-4352

Był duży wiatr, jeden z kolegów podpowiedział mi, żebym schowała się za nim, gdyż wtedy lepiej się biegnie, jeśli ktoś osłania od wiatru. Miłe to było z jego strony.  I tak całą grupką ok.  pięciu osób biegliśmy sobie. Chłopaki się zmieniali, jeśli chodzi o prowadzenie grupy, co mi się podobało. Dzięki temu utrzymywaliśmy stałe tempo: 4:36 na km. Nie chciałam patrzeć na tętno, ale w Łazienkach zerknęłam: 172. Wiem, że za wysokie. Z czasem niestety będzie rosło, ale biegnę dalej. Poza tym zdaję sobie sprawę też, że adrenalina również robi swoje.  Czuję się świetnie. Wspaniale nawet. Zwłaszcza, jak widzę Jarka, który z daleka robi mi zdjęcia, podbiega do mnie pytając czy czegoś nie potrzebuję. Kochany. W Warszawie dziś zimno, wiatr, a on biega to tu , to tam, żeby mi zrobić zdjęcia i wspierać.16

Pamiętam o tym, by pić i wspomagać się żelami energetycznymi. Czasem biorę kawałek banana. Kiedy lekko zwalniam na „stołówce” chłopaki na mnie czekają, kiedy podbiegam krzyczą „Ela, jesteś? Ok, to lecimy”.

Dystans półmaratonu zleciał nie wiadomo kiedy. Mówię chłopakom, że właśnie zrobiłam życiówkę na tym dystansie. mwa15_01_gbs_20150927_105128_3

W tym miejscu  mijamy sporo kobiet. Chłopaki się śmieją, że jakoś tak bardziej kobieco się zrobiło .
Na punktach żywieniowych wolontariusze spisują się na medal! Są naprawdę fantastyczni! Kibicują, wykrzykują nasze imiona (mamy je z przodu  przy numerze startowym). To bardzo miłe.
Bardzo lubię zespoły muzyczne na trasach. Zawsze świetnie grają, kiedy przebiegam pokazuję im kciuk do góry :-).13
Za jakiś czas wbiegamy do tunelu. Dziwnie się tu poczułam: duszno,  jakoś tak szybko zaczęłam biec, bo chciałam jak najszybciej stąd wyjść. Gps się wyłączył. Wybiegam z tunelu i czuję się mocno zmęczona. Okazuje się, że pokonałam ten dystans za szybko. Na dodatek muszę skorzystać z toalety! Nigdy mi się to na biegach nie zdarzało, ale cóż, nie ma wyjścia.

bieganie.pl-1

Tracę z oczu mój peleton. Na punkcie żywieniowym szybko chwytam jakiś żel. Okazało się, że jest z kofeiną. Niedobrze, pomyślałam, bo z reguły nie przepadam za takimi i mi nie służą. Jednak nie miałam akurat przy sobie nic innego i wiedziałam, że teraz spadła mi energia. Rozerwałam opakowanie i wzięłam spory łyk żelu.

Widzę tablicę z napisem 32 km, wśród kibiców okrzyki: dalej Ela! To Jarka rodzina. Cieszę się, że wyszli mi kibicować, to bardzo budujące :-).mwa15_01_mtr_20150927_120716

15

Czuję, że lekko opadłam z sił. Tempo coraz wolniejsze, tętno nie, a więc zaczyna się kryzys – myślę. Serce bije coraz szybciej i mam jakąś dziwną zadyszkę. Być może kofeina tak zadziałała, albo „płacę” za zbyt wysokie tempo na początku biegu. Przypominają mi się słowa Szczepana ze Sportslab. Zwalniam, uspokajam organizm.

Teraz myślę tylko o tym, by dobiec. Czekam na widok Stadionu Narodowego, ale ciągle go nie widać. Próbuję czymś zająć głowę, żeby nie myśleć o zmęczeniu. Trasa wydaje mi się teraz bardzo monotonna i nudna. Ostatnie  kilometry upływają bardzo wolno.
Wreszcie jest! Widać stadion! Coraz więcej kibiców. Biją brawo, krzyczą, że teraz to jeszcze trochę do końca. Mijam kolejny zespół muzyczny, tym razem działa na mnie drażniąco głos wokalistki. Przyspieszam, żeby minąć jak najszybciej dźwięki muzyki. To znaczy, że naprawdę jestem zmęczona.

12

Coraz bliżej do stadionu. Mijam napis: 400 m- OGIEŃ. Naprawdę staram się wykrzesać w sobie jeszcze trochę siły i biegnę do mety. Wiem, że tam na mnie czeka Jarek. Zastanawiam się, jak poszło chłopakom z mojej grupy „pościgowej” :-).

pzu-out-mwa15_06_srv_20150927_122128.jpg-4352

fot. Fotomaraton

Jest! Meta! Chcę tylko już skończyć. Wpadam w ramiona Jarka, który uszczęśliwiony  przytula mnie i gratuluje. Cudownie, kiedy Ukochany czeka na mecie! Brakowało mi tego w Poznaniu. Czas: 3.22.10!!! Super, jest życiówka w maratonie!  Cieszę się, że dobiegłam. Spotykam Piotrka z mojej grupy. Pyta jak mi poszło, gratulujemy sobie. Okazało się, że przybiegli na metę w 3 godz. 13 minut! Nieźle!  pzu-out-mwa15_06_srv_20150927_122129.jpg-4352

Jarek opowiadał mi później, że mocno się wzruszył, jak wbiegałam na metę. Czekał na mnie niecierpliwie i cieszył się, że ustanowiłam nową życiówkę 🙂 Ja na mecie czułam radość, zmęczenie i ból stopy…

17

Podsumowując mój spontaniczny start w Maratonie Warszawskim, jestem bardzo zadowolona z wyniku. Rok temu w Poznaniu pobiegłam w czasie 3godz 31 minut, więc poprawiłam rekord życiowy o 9 minut!

Zajęłam 25 miejsce wśród 1013 kobiet, a w organizowanych po raz pierwszy Mistrzostwach Polski Blogerów 3 miejsce (dowiedziałam się o tym dopiero po powrocie do domu, dlatego nie mam zdjęć z podium).
W kategorii wiekowej zdobyłam 4 miejsce, jednak po dwóch tygodniach okazało się, że uplasowałam się oczko wyżej. Ale to już jest temat na zupełnie inną opowieść.

12064378_1678287762418498_72251058_nDSC01596

IMG_20150927_20545512063711_10205284574135142_2533107875181518063_n

Radosne bieszczadzkie ultra

19 Poniedziałek Paźdź 2015

Posted by biegajacemalzenstwo in Nasze starty w zawodach

≈ Dodaj komentarz

Tagi

biegi górskie, biegi ultra, Bieszczady, Cisna, maraton biueszczadzki, ultramaraton

DSC01853Ela:
Do tego biegu podchodziłam z obawą. Po maratonie warszawskim nabawiłam się przeciążenia mięśni i więzadeł stopy. W związku z tym przez następne dwa tygodnie starałam się tylko jeździć na rowerze,  żeby nie zaniedbać kondycji i wytrzymałości.
Niezwykle ważna też była dieta, którą specjalnie nam ułożył Rafał Szewczyk – dietetyk, biegacz. Musiała być dobrze zbilansowana, gdyż ultra biegłam dwa tygodnie po maratonie. Organizm nie miał zbyt dużo czasu na odnowę i regenerację. Rafał polecił nam odpowiednio się nawadniać: domowej roboty izotonikiem, co w pozytywny sposób później przełożyło się na nasze samopoczucie na trasie. Za to należą się temu naszemu Dietetykowi wielkie brawa. Dziękujemy Rafał 🙂IMG_20151010_153952
Jarek:
Moja forma po Rzeźniku dosyć znacznie się obniżyła, dlatego nie decydowałem się na udział w maratonie w Warszawie. Ograniczałem się do treningów i pracowania nad wydolnością. Cieszyłem się na wyjazd w Bieszczady. To miała być moja kolejna przygoda z biegiem ultra.
Ela:
Przed startem denerwowałam się. Przecież po raz pierwszy w takich zawodach będę biec sama! Na Biegu Rzeźnika to Jarek przypominał mi o jedzeniu i piciu na trasie, trzymał tempo, podbudowywał mnie i podtrzymywał na duchu. Teraz będę zdana sama na siebie. Długodystansowe biegi uliczne mają to do siebie, że na trasie nieznani sobie ludzie spotykają się, po czym zmierzają wspólnie do mety. Tak było na moich dwóch półmaratonach Wtórpol oraz na maratonie warszawskim, gdzie z bardzo miłą grupą biegłam ok. 30 kilometrów. IMG_20151010_172233
W biegach górskich sprawa ma się inaczej. I nie chodzi tu o to, że w górach biegają samoluby. Co to, to nie. Dwa razy zaliczyłam upadek i za każdym razem ktoś zatrzymywał się i pytał czy na pewno wszystko ok. Jednak w górskich biegach nie ma czasu na pogawędki, trzeba patrzeć pod nogi, gdyż podłoże jest różne i czasem mało stabilne ;-).
Bardzo często biegnie się „gęsiego”, np. na połoninach, albo wśród kęp traw, gdzie bardzo uważnie trzeba stawiać stopy, gdyż łatwo o skręcenie stawu skokowego.
No i przede wszystkim moja kontuzja. Pamiętam, jak bardzo zaszkodziła mi na Biegu  Rzeźnika. Na wszelki wypadek zabezpieczam się tabletką przeciwbólową.
Jarek:
Postanowiłem założyć koszulkę na krótki rękaw, rękawki i obcisłe spodenki oraz skarpety kompresyjne. Ludzie poubierali się duże cieplej niż ja. Nawet rękawiczki zostawiłem na starcie, bo nie chciało mi się tracić czasu, gdybym musiał je później zdejmować. Liczyłem na to, że będzie mi ciepło, bo rozgrzeję się biegiem. Nawet prognozy, że ma padać i ostro wiać, nic a nic mnie nie przerażały.IMG_20151011_065030

Ela:
Pobudka 3:30, a o 4 trzeba zjeść śniadanie zalecone przez Rafała (ryż, banan, syrop klonowy), bo o 7 start. Wszystko idzie zgodnie z planem :-). Przed startem chwila na selfie ze znajomymi, buziak na szczęście od Jarka i … padł wystrzał z … armaty (mała była, ale za to mega głośna :-). Pierwsze kilkanaście kilometrów było po asfalcie, łatwe i szybkie. Pilnuję tętna, nie chcę biec zbyt szybko, żeby mieć siły na podejściach :-). Fantastyczna atmosfera, mimo, że pora wczesna, to przyszło sporo kibiców, mnóstwo fotografów i kilku kamerzystów. Kilometry szybko lecą.

Jarek:
DSC01827Od razu biegnę szybko. Nieważne, czy wyczerpię siły zbyt wcześnie. Wiem, że najpierw jest asfalt przez ok. 13 km, a potem będzie podejście długie i mozolne. Decyduję, że tam odpocznę. Co się będę oszczędzał – myślę i teraz z perspektywy czasu zupełnie tego nie żałuję. Najpierw zostawiam Elę z tyłu. Po drodze dołączam do znajomych z Olsztyna. Witam się z nimi. Po jakimś czasie mija mnie Ela, potem znów ja ją. Biegnie mi się dobrze, nawet w tempie 4:30. Jest fajnie. Do 3 km było pod górę, potem prawie same zbiegi. Pozuję fotografom i cieszę się biegiem. Czekam na góry.

DSC_4224

fot „Wasyl” Grzegorz Grabowski

Ela:
Czuję, że wiele się nauczyłam po Biegu Rzeźnika oraz treningach zbiegowych, które często występowały w naszych planach. Na podejściach podchodzę pewnie i szybko, na zbiegach pędzę ile sił. Pilnuję, żeby regularnie pić wodę i dostarczać sobie energii. Pierwszy „wodopój” omijam, a kibice krzyczą, że jestem dziewiątą kobietą. Nie jest najgorzej – myślę, uśmiecham się do nich i lecę dalej.

DSC_4217 (1)

fot. „Wasyl” Grzegorz Grabowski

Jarek: Kiedy wspinam się na pierwsze podejście, ktoś za mną mówi, że teraz dopiero zaczyna się bieg. Mozolnie noga za nogą posuwam się naprzód. Tęsknię za formą, którą miałem na Rzeźniku, ale nie ma co płakać. Idę dalej. W sumie czuję się dobrze. Na 15 km doganiam znajomych z Olsztyna, później mija mnie kolega, z którym przyjechaliśmy do Cisnej. Grzeję z górki jak szaleniec. Dajesz Krzysiek! – krzyczę do niego. Przypominam sobie naukę zbiegania i zaczynam trochę ryzykować.

DSC_3061

Fot. Wasyl

 IMG_20151010_173021Ela:
Na 19-tym kilometrze zaliczam upadek. Na szczęście nie jest groźny.. Ktoś się zatrzymuje pytając czy nic mi nie jest. Biegnę dalej. Zimny wiatr mocno daje się we znaki. Trochę żałuję, że nie wzięłam kurtki. Jednak w głowie mam myśl, że przynajmniej będę biec bez zatrzymywania, żeby się nie schłodzić zanadto :-). W ogóle sporo tych zbiegów, cały czas zastanawiam się, kiedy będą te duże podejścia. I oto one:  Berdo,  Hyrlata. Wszyscy tu idą prawie z nosem przy ziemi. W pewnym momencie słyszę dźwięk, a potem oczom moim ukazuje się taki widok: pan we fraku trzymający kontrabas i grający na nim. Niesamowite. Jak on tam wtargał ten instrument??? Że tez mu się chciało! Kilka osób podchodzi do niego i robi sobie zdjęcia. Ja przechodząc obok pokazuję kciuk do góry i się uśmiecham. To pozwoliło na chwilę odwrócić myśli od tego jak bardzo zmęczenie i zimny wiatr daje się we znaki. Martwię się o Jarka. Ubrany był lżej ode mnie!

CAM09016

My, Krzysiek i bębniarz z zespołu Wiewiórka na Drzewie fot. K. Biesiekierski

Jarek:
Czuję, że ręce mam przemarznięte. Jest zimno przez porywisty wiatr. Naciągam rękawki na dłonie i to trochę pomaga. Wieje nawet w lesie.
W pewnym momencie na 25 km czuję skurcz w ,,dwójkach”. Nie jest jednak zbyt mocny i zaraz przechodzi. Zapominam o tym. Na 36 km zaczyna się dwukilometrowy zbieg. Pod koniec mięśnie są bardzo zmęczone. Nagle chwyta mnie taki bolesny skurcz, że muszę zwolnić. Zawodnik, który biegnie za mną z troską pyta co mi jest. Rozmasowuję bolące miejsce. Po chwili spotykamy osoby, które mówią, że za 200 metrów jest punkt żywieniowy. Myślę, że tam chwilę odpocznę. Nie decyduję się wejść na kładkę, która jest przede mną, bo obawiam się, że mogę urazić bolące miejsce po skurczu. Pokonuję strumyk i biegnę dalej. Nigdy do tej pory nie miałem skurczy podczas zawodów. To dla mnie nowe doświadczenie. Te cholerne zbiegi…

anna dąbrowska

fot. Anna Dąbrowska

Ela:
Zbliża się 38 kilometr, długi, bardzo długi, agresywny zbieg kończący się „strefą kibica”, jest głośno, dużo ludzi kibicujących, przybijających „piątki”.
Wbiegam do miejsca postoju – czas na doładowanie energetyczne,  wypicie ciepłej herbaty (ponoć z „prądem” była 🙂 .
Wcinam dwie bułki z serem (nie wierzę, ze to zrobiłam, ale tak bardzo juz miałam dość żeli, że chciałam zjeść cokolwiek innego), smakowały niesamowicie,  wypijam dwa kubki coli i  herbaty. Zastanawiam się czy to co zjadłam będzie miało negatywny wpływ na mój dalszy bieg. Tu spotykam Jarka, mówi, że ma mocne skurcze w udach. Daję mu swój magnez. Wyruszamy dalej. Razem. Teraz to już „z górki”. No, może nie do końca. Przed nami wejście na Okrąglik i Jasło. Jesteśmy już trochę zmęczeni, kibice krzyczą, że mamy „zarąbisty” czas :-). To nas dopinguje, chociaż  przed nami właśnie wyrosła spora góra :-).
Jarek:
Świetnie mi się pokonuje dalszy dystans z Elą. Gadamy i dodajemy sobie otuchy. W pewnym momencie Ela zatrzymuje się na podejściu, ale widząc, że ja idę dalej, rusza za mną. Ambitna bestia!. Na zbiegu zaczynam biec. Ela mówi, że jest już ciężko, a ja jej na to, że trzeba jak najszybciej do domu. Do ciepełka i dobrego żarełka :-).

Ela: k9
Posiłek dobrze mi zrobił, nie odczuwam mocno zimna. W brzuchu lekko, czuję się świetnie. Mam siłę na podejście. Odczuwam tylko zmęczeniowy ból z tyłu ud. Mięśnie czworogłowe, o dziwo jeszcze nie bolą. Podejście atakuję szybkim, zdecydowanym krokiem, wypłaszczenia biegnę. Trzymamy się razem, Jarek motywuje mówiąc o tym, że juz blisko do domu. Ja nie wiem czemu, myślę o plackach ziemniaczanych, które dziś zjem 🙂 Mozolne podejście, chce je szybko pokonać, więc przyspieszam kroku. Jarek jest za mną.

DSC_3085

fot. Wasyl

Jarek:
Trochę zostaję za Elą. Mam ją jeszcze w polu widzenia i cieszę się, że zyskała nowe siły. Z moimi jest już kiepsko. Z górki biegnę, ale na wypłaszczeniach już nie mam siły. Liczę kilometry i w duchu sobie powtarzam, żeby nawet na chwile się nie zatrzymywać. Byle do przodu.

k2

Ela:
Z Okrąglika zostało niewiele kilometrów, jednak podejście na niego wymęczyło mnie. Na zbiegach bolą już „czwórki”, również stopa daje znać o sobie. Nie jest dobrze. Jednak nie zatrzymuję się. W pewnym momencie na jakimś agresywnym zbiegu widzę kogoś, jak schodzi tyłem. Uśmiecham się do niego i lecę. Zbiegam piękną, wyłożoną jesiennymi liśćmi ścieżynką, na dole stoi fotograf, każe się uśmiechać do zdjęcia. Miłe to jest, że im się chce przyjść na tę niełatwą trasę i robić zdjęcia takim biegowym wariatom.
Jarek:
Mimo zmęczenia czasami podziwiam widoki. Jest pięknie. Uwielbiam Bieszczady.

IMG_20151013_114053Ela:
Nagle słyszę jakiś ryk silnika. Myślę, że to może jakiś quad jedzie z górki, ale chłopaki z tyłu krzyczą, że to śmigłowiec ratowniczy. Żal, że komuś się przytrafił wypadek 4 km przed metą.
Jarek:
Widzę obok ścieżki jak ktoś leży przy drzewie. Przy nim kilka osób. Nagle z naprzeciwka w bardzo szybkim tempie biegnie dwóch mężczyzn z obsługi. Później dowiaduję się, że to jakaś kobieta złamała obojczyk i spieszyli jej na ratunek. Dzień później spotykam jednego z ratowników. Okazuje się dobrym gawędziarzem i opowiada nam o różnych ciekawych przygodach w Bieszczadach. To jest jednak historia na inną opowieść :-).
Ela:
Teraz już tylko dłuuugi zbieg. Pędzę ile sił w nogach, batona i żel mam w plecaku, nie chce mi się już ich wyciągać, aczkolwiek wiem, że tracę siły. Szkoda mi czasu na zdejmowanie plecaka i wyjmowanie żelu. Muszę pomyśleć chyba o innym plecaku :-). Popijam wodę. Dobiegam do znajomego strumyka, który jest jakiś kilometr lub dwa przed metą (znajomy, bo tam wczoraj rekonesans robiliśmy), jeszcze tylko mała góreczka, na którą juz nie mam siły. Podchodzę, widzę tory kolejki bieszczadzkiej. To już! Za chwilę meta! Mijam znajomych kibiców, krzyczą, dopingują, że jeszcze tylko kilka metrów. Wpadam na metę, wypijam 3 kubki soku pomarańczowego. Smakuje wybornie! Czuje głód, więc szybko otwieram opakowanie chlebka pełnoziarnistego, który każdy dostawał  na mecie, okazuje się jednak, że są to składniki do upieczenia chlebka! 🙂 I jest cholernie zimno.

CAM09012Jarek:
Przeliczam sobie, że czas będę miał nawet niezły. Na zbiegu ktoś mnie mija, ale ostatni delikatny podbieg już nie daje rady. Wyprzedzam go i biegnę, ile sił do mety. Słyszę jak moje imię krzyczy koleżanka z Olsztyna, dopingując mnie. Na mecie dostaje medal od młodego chłopaka z obsługi. Poklepuje mnie po plecach. To jest właśnie siła tych biegów, czyli genialni ludzie. Zawsze życzliwi, gotowi pomóc i ciągle uśmiechnięci. Fajnie, że tacy młodzi ludzie uczą się życzliwości i nie robią niczego na odwal.
Siadam na trawie, by trochę odpocząć. Koc, który dostałem gdzieś odfrunął. Nagle ktoś mi go przynosi i opatula mnie nim dokładnie. No to jest właśnie ta atmosfera i ci wspaniali ludzie.
Ela:
Chwilę odpoczywam przy ognisku, ale szybko idę do depozytu po ubrania. Dołącza do mnie Jarek! Przybiegł kilka minut za mną. Cieszymy się. Zrobiliśmy to! Nasz drugi bieg górski mamy za sobą :-).
DSC01863DSC01866IMG_20151017_154608

Wyniki:

Ela – 14 miejsce wśród kobiet, 4 w kategorii (nagroda za 3 miejsce, pierwsza zawodniczka była 3 w open), czas netto – 6:25:20.

Jarek – 177 miejsce wśród mężczyzn, 38 w kategorii, czas netto – 6:28:46.  

Abentojra czyli baaardzo długa przygoda…

18 Piątek Wrz 2015

Posted by biegajacemalzenstwo in Nasze starty w zawodach

≈ Dodaj komentarz

Tagi

abentojra, bieg na orientację, bieg ultra, olsztyn

11780259_874479402607794_425901769_oUdział w Abentojra – Warmiński Rajd na Orientację, był dla nas jednym z treningów przed Maratonem w Warszawie oraz Ultramaratonem w Bieszczadach. Wybraliśmy trasę 50 km, ale w sumie wyszło 70. Świetna atmosfera, pogoda bardzo dobra, która nie dała się zbytnio we znaki i niezła organizacja – to wszystko składało się na świetną przygodę. Tereny były genialne. Czasami czuliśmy się jak Frodo i Sam z Władcy Pierścieni, wędrując po dzikich i nieznanych Warmińskich terenach. Było przedzieranie się przez krzaki, towarzystwo innych wędrowców, pieszych albo na dwukołowych rumakach, oraz przejście przez rzekę.

IMG_20150905_071816IMG_20150905_110223

11994316_10205129821786430_1916223581_n

IMG_20150905_144428

Ela: w pewnym momencie przed nami „wyrosła” Pasłęka, trzeba było przejść na drugą stronę. Zaczęłam zdejmować buty, a wtedy Jarek bez zastanowienia po prostu przeniósł mnie przez rzekę. Mój rycerz :-).

11997320_10205129821546424_1982613137_n

Była to super przygoda, lubimy taką lekką adrenalinkę, która towarzyszy odnajdywaniu punktów kontrolnych, a czasem zgubieniu się na trasie, pracę z kompasem i mapą, ale
potraktowaliśmy to przede wszystkim jako przygotowanie do zawodów ultra. Przeplataliśmy kilkukilometrowy bieg krótkim marszem tak, jak to będzie miało miejsce w górach.

Udział w Abentojrze był możliwy dzięki AGIZ Biuro turystyki aktywnej s.c.

od organizatora-10

fot. Abentojra.pl

Start w Mistrzostwach Polski Par Małżeńskich czyli Wtórpol Półmaraton 2015

18 Piątek Wrz 2015

Posted by biegajacemalzenstwo in Nasze starty w zawodach

≈ Dodaj komentarz

Tagi

mistrzostwa polski par małżeńskich, mistrzostwa polski par małżeńskich w półmaratonie, półmaraton, skarżysko kamienna, suchedniów półmaraton, wtórpol, wtórpol półmaraton

11901441_10205054739829428_1228225129682885237_o22 sierpnia wzięliśmy udział po raz drugi w oficjalnych Mistrzostwach Polski Par Małżeńskich w półmaratonie Wtórpol w Skarżysku Kamiennej. Rok temu zajęliśmy 4 miejsce (zabrakło nam 28 sekund do „pudła”), a Ela w kategorii wiekowej uplasowała się na II pozycji.11888080_937757032950546_4330537094347425733_n
W tym roku konkurencja była mocniejsza oraz wystartowały nowe pary.

11052231_10205054724509045_2861873996929606746_nDo Skarżyska Kamiennej pojechaliśmy samochodem Dacia Duster dzięki firmie Renault Alcar Olsztyn. Jazda była bardzo komfortowa.

 

 

 

Trasa jak zwykle była ciężka, cztery długie podbiegi i gorąco ale mimo to bardzo lubimy tu przyjeżdżać. Atmosfera i organizacja po prostu super. Poprawiliśmy swoje czasy w sumie o ok. 8 minut w porównaniu do poprzedniego roku, ale i par małżeńskich było prawie dwukrotnie więcej, poziom był też dużo wyższy. Zajęliśmy 7 miejsce. Ela  tym razem była 3 w swojej kategorii wiekowej i przybiegła jako druga Polka.

Jeśli forma dopisze, to za rok też wystartujemy i będziemy się starać pokazać z jak najlepszej strony :-).

DSC_1780

fot. Grzegorz Grabowski

 

 

 

 

 

 

 

run4fun2

fot. Biegam w mieście RUN4fan

DSC_1793

fot. Grzegorz Grabowski

 

Pobiegnę za Tobą, czyli Biegające Małżeństwo na Rzeźniku

10 Środa Czer 2015

Posted by biegajacemalzenstwo in Nasze starty w zawodach

≈ 4 Komentarze

Tagi

agiz, bieg rzeźnika, bieganie w górach, biegi ultra, Bieszczady, brubeck, camelbakpolska, Cisna, compressport, craftpoland, kijki Leki, Komańcza, maxforma, panachelingerie, panachesport, salco, sochic!, sportimpex, squeezy, suunto, Ustrzyki

IMG_20150604_093139

Na początku była… myśl. Otóż Ela zapragnęła pobiec w Rzeźniczku zachęcona relacjami biegowych blogerów. Dystans 27 kilometrów wydawał się jej jak najbardziej do pokonania, bo przecież nie raz, dwa, a nawet nie 10 robiła już takie „Rzeźniczki”. Kolega Wojtek, który rok wcześniej poznał klimaty górskiego biegania w Bieszczadach widząc Jarka skrzywioną minę, na to, że tylko po 27 ,,kaemów” mamy się tachać pod granicę państwa, stwierdził, iż my dorośliśmy już do większego wyzwania. Mianowicie do Rzeźnika. Decyzja zapadła w ciągu jednej sekundy.
Ela:
Czytając w internecie zeszłoroczne relacje z Biegu Rzeźnika zapragnęłam się tam znaleźć, poczuć to zmęczenie, kilometry w nogach i atmosferę tej imprezy. Bieg ten stał się chyba najbardziej prestiżowym ultra w Polsce.
Jednak nie miałam odwagi porywać się od razu na Rzeźnika, ale gdzieś tam świtało mi w głowie, że w sumie to moglibyśmy dać radę. Trzeba by tylko dobrze przepracować zimę i wiosnę na treningach. Kiedy ustaliliśmy, że się zapisujemy, z niecierpliwością czekaliśmy na wyniki losowania. Jakieś cholerne szczęście nam dopisało i zostaliśmy wylosowani. Skakałam do góry, kiedy się o tym dowiedziałam. Zdaliśmy sobie sprawę z tego już wtedy, że nie ma żartów. IMG_20150604_154716

Jarek:
I tak po długich i mozolnych przygotowaniach biegowo-siłowych  zawitaliśmy w Bieszczady. Obudziliśmy się przed północą. Po spożyciu śniadania, na które składał się ryż z dżemem oraz bułka, razem z Tomkiem i Martą ruszyliśmy ku Komańczy. Koledzy jadący przed nami ufający w nieomylność GPS-a skręcili w boczną drogę, że niby będziemy szybciej i tak o mało nie wylądowaliśmy w rzece. Potem był odwrót i gnanie na łeb, na szyję do Komańczy.  Na szczęście nie spóźniliśmy się, a może jednak na nieszczęście, gdyż pierwsza para tak właśnie miała, a skończyło się to dla nich happy endem.

IMG_20150604_150947

Ela:
Kiedy wreszcie nadszedł ten dzień, w którym stanęłam na starcie Biegu Rzeźnika, nie miałam chwili na celebrowanie tego momentu, a nawet może wzruszyć się (jak na starcie w maratonie w Poznaniu), gdyż nie było na to czasu, bo wpadliśmy na start w ostatniej chwili.

3Jarek:
Stanęliśmy gdzieś tak chyba w połowie całego zgromadzenia. Nagle coś tam strzeliło i tłum ruszył. Zakładaliśmy, że pierwszy kilometr biegniemy wolno w tempie 6:00. No cóż… Nie można było szybciej, bo wyszło ok. 7:30. Potem zaczęło się trochę przerzedzać, masa ludzka przyspieszała, a my razem z nią, pilnując jednak zakładanego tempa.

Ela:
Ustaliliśmy na początku, że Jarek biegnie pierwszy, ja podążam za nim. Dosyć trudno się biegło w tłumie, w lekkich ciemnościach rozświetlonych tylko latarkami biegaczy. Np. w pewnym momencie na samym środku drogi znalazł się sterczący na 1,5 m konar, trzeba było bardzo uważać na takie niespodzianki.

andrzej szczot-3

fot. Andrzej Szczot

Euforia pierwszych kilometrów sprawiła, że nie czułam się zmęczona. Biegło nam się lekko, nawet pod górki. Przeskakiwałam przez potoczki, nieraz wpadłam w wodę, ale zupełnie mi to nie przeszkadzało. Dziwiłam się tylko, że biegacze ustawiają się w kolejce do jakiejś cienkiej kładki, żeby przejść przez błotko, zamiast po prostu przez nie przeskoczyć.

Jarek:
Od początku planowaliśmy, że pijemy co dwa kilometry lub częściej, a jemy co cztery. Potem było to już częściej, ze względu na coraz wolniejsze tempo. Jedliśmy banany (również suszone), żele oraz batony Squeezy. Na ok. 12 kilometrze mam pierwszy delikatny kryzys, ale wiem, że to tylko takie straszenie organizmu. Po chwili już jest wszystko w porządku. Ludzie się zatrzymują przed wzniesieniami, a ja chcę biec. Wymijam kilku, a kiedy Ela mnie dogania, opowiada mi, że komentują moje „wyczyny”. Po prostu znam swój organizm, szkoda mi czasu. Po kilku kilometrach zaczynam rozumieć taktykę jaką obrali, gdy zbiegi pokonują w tempie „strusia pędziwiatra”. Na początku myślałem, że to nierozsądne z ich strony, ale teraz „kumam czaczę”. To niezła nauka.
Ela:
Przy pierwszym pomiarze czasu, na Żebraku było kilkunastu kibiców (że też chciało im się o 5 rano tu przyjść) dopingowali nas i robili zdjęcia.

rafal sadowski-2

fot. Rafał Sadowski

Jarek: Zauważam kolegę z „Biegam Bo Muszę w Kielcach”. Machamy do siebie, a on z podziwem na nas patrzy. Czeka tu na dwie dziewczyny ze swojego klubu. Potem ktoś woła do mnie: Cześć Jarek! Patrzę i nie poznaję człowieka. „Maratony Polskie” – mówi i się przedstawia. Okazuje się, że to redaktor z portalu. Pisaliśmy tam z Elą felietony. Przybijamy piątkę i mkniemy dalej.

Ela:
 Pierwszy przepak. Te 32 kilometry zleciały bardzo szybko. Przed Cisną długo zastanawialiśmy się, czy rzeczywiście wziąć kijki. W sumie biegło nam się dobrze, więc pomyśleliśmy, że po co się obciążać dodatkowym balastem. Jednak uzgodniliśmy, że je weźmiemy, a najwyżej na następnym przepaku oddamy.

jc1

fot. Julita Chudko

Jarek był kapitanem naszej drużyny. Prowadził świetnie, motywował. Pilnował, żebym jadła, przypominał o piciu. Okazał się twardym zawodnikiem. Do Cisnej wbiegaliśmy na pełnych obrotach, przy świetnym dopingu kibiców. Na przepaku nie zmarudziliśmy długo, może 3-4 minuty. Mieliśmy ustalone, że ja napełniam camelbaki, a Jarek leci po kijki i inne niezbędne nam rzeczy, które zostawiliśmy na przepakach. Szybko więc ruszyliśmy dalej. Mieliśmy bardzo dobry czas, nie byliśmy zmęczeni. Widzieliśmy, że wszystko idzie zgodnie z planem, a nawet lepiej.
Jarek:
Szybko odbieramy nasze rzeczy. Wypijam łyk coli, którą sobie tu przygotowaliśmy. Teraz wiem, że to był mój błąd, ale o tym później. Oddajemy do połowy pełną puszkę jakimś biegaczom, którzy siedzą przebierając się. Zostawiamy Cisną i gnamy dalej. Przed nami po chwili ostre zejście znane mi z filmików, których mnóstwo oglądałem w ostatnich dniach przed startem.

rafal sadowski-3

fot. Rafał Sadowski

Ela:
Okazało się, że kijki Leki to był wspaniały pomysł! Kiedy wybiegaliśmy z Cisnej od razu pod górę, pomyślałam o tym jak Agnieszka Rogulska – Słomińska uczyła nas korzystania z kijków na podbiegach. Byłam jej wdzięczna za to, bo „badyle” bardzo pomagały mi na wszystkich podbiegach i podejściach. Są bardzo lekkie, wcale nie odczuwałam w rękach ich ciężaru.

Jarek:
Mówią, że Rzeźnik zaczyna się po 56 km. Według mnie, to nieprawda. Kiedy zostawiliśmy Cisną po bodajże kilometrze zaczęło się chyba 3 kilometrowe podejście. Nikt z blogerów i tych którzy opisują Bieg Rzeźnika nie mówi o podejściach, tylko o podbiegach. Kurza twarz, nigdy nie trenowałem na 3 km podbiegu!!! To po prostu trzeba przeżyć. Tempo coraz bardziej spada, ale siły jeszcze są. Ustalamy, że na stromych podbiegach (kurde podejściach!) idziemy, a zbiegi pokonujemy jak najszybciej. Po kilku kilometrach odczuwam silny ból w okolicy nerek. Gdy zbiegam boli jak diabli. Biorę tabletkę przeciwbólową. Pytam sam siebie: czy to już koniec? Czy moja słabość z tamtego roku znów mnie dopadła? Czy to juz koniec mojego biegu? Mówię mantrę, powtarzam, że jest dobrze. Staram się zapomnieć. Puszczam Elę przodem i podążam za nią.

lHPAc3lnZbyPtQmSgTJBAqqnLq1mxd5iwBeguseDz84

fot. Julita Chudko

Ela:
Na 50 kilometrze poczułam lekki ból stopy, zbiegi stawały się dla mnie coraz bardziej trudne. Kryzys nastąpił przed Smerekiem, na długim zbiegu. Staw skokowy już mi bardzo dokuczał, poza tym zaczęłam czuć obtarcie w drugiej stopie. Miałam nagle jakiś spadek energii. Przed nami właśnie była piękna asfaltowa droga, zjadłam batona i żel. Po chwili już biegliśmy wyprzedzając sporo osób.

6FSbHbtOSmpfQFVgTM2h0hPGjEq7SMwfZ17P6JIxPI4

fot. Julita Chudko

Jarek:
Czuję, że Ela słabnie. Czasami mówię, żeby nadawała tempo gdy widzę, że nie wytrzymuje mojego. Potem ja wychodzę na prowadzenia, a ona stara się to wytrzymać. Patrzę na nią i proszę, żeby się do mnie uśmiechnęła. Robi to i wokół cały świat się rozpromienia. Proponuję, żebyśmy przyspieszyli, bo możemy tu nadrobić sporo czasu. Po bólu w okolicach nerek nie ma śladu. Czuje się świetnie. Przyspieszamy do 5:30 na km. Jest gorąco. Co chwila popijam izo z camelbaka. Jest świetnie. Ela po zjedzeniu batona pięknie trzyma tempo. Wyprzedzamy jakiegoś biegacza, który prosi mnie o wyjecie z jego plecaka batona. Bez zatrzymania pomagam mu i dziękuję, gdy chce nas poczęstować. Z naprzeciwka jedzie Dyrektor biegu w dżipie. Uśmiecha się do nas i mówi: Brawo!

 

rafal sadowski

fot. Rafał Sadowski

Ela:
Wpadliśmy na przepak w Smereku, uzupełnienie płynów w plecaku (tym razem tylko woda, gdyż skręcało mi żołądek po izotoniku, który wcześniej wzięłam z przepaka), łyk coli, gryz pomarańczy, schłodzenie łydek i stawu skokowego i możemy biec dalej.

 

Jarek:

11231986_481323382032113_855774754_o

fot. Ania Janowska

Znów popijam colę jeszcze nie kojarząc, że wcześniejszy ból, to jej sprawka. Zamulamy około 8 minut, bo Ela musi sobie schłodzić bolące łydki. Mnie naparzają „czwórki”, co jest winą ostrych zbiegów. Jednak olewam to. Wydolność jest, siła jest, więc nie marudzimy więcej i ostro do przodu. Patrzę na zegarek. Pozostało ok. 21 km, a żeby mieć 10 godzin z przodu mamy 3 h i 40 minut. Jestem dumny z Eli i z siebie też. Myślę, że spokojnie damy radę. Zaczynamy podejście i tu spotykam ultrasa, który już 10 raz jest na szlaku Rzeźnika. To pan Adam Bąk. Gadamy chwilę, a on przygotowuje mnie na Caryńską. Po pierwszym kilometrze widzę, że z nogą Eli jest coraz gorzej, a my nie mamy już tabletek przeciwbólowych.

Ela:
Nasi kibice czekali  przy schronisku Chatka Puchatka. Niesamowite wrażenie jest, kiedy biegnie się na ogromnym zmęczeniu, a tu z daleka widać grupę 15 osób, które wrzeszczą nasze imiona, skaczą, machają, a to wszystko, żeby nas dopingować. Dziękujemy im za to.

1

fot. Ania Mańkowska

11422718_10204707180944656_2112293733_n

fot. Ania Mańkowska

11350323_10204707180544646_1363198513_n

fot. Ania Mańkowska

Zatrzymaliśmy się na chwilkę, zrobiliśmy zdjęcia z kibicami i ruszyliśmy dalej. Kolejny bolesny dla mnie zbieg. Noga dokucza coraz bardziej. Zatrzymujemy się, żeby nakleić plastry na moją obtarta stopę. Wymija nas sporo biegaczy. Podbiegają do nas chłopaki, którzy mówią: co jest? tak ładnie nas mijaliście, a teraz zwolniliście, cos się stało? Po chwili dają mi tabletkę przeciwbólową.
Jarek:
Znów pojawia się ból w nerkach. Zagryzam wargę i staram się przetrzymać. Klepię mantrę. Na szczęście nie ma ostrych zbiegów, więc na długim podejściu nie męczę się i nie odczuwam za bardzo udręki. Idziemy wolno, zbiegamy tak samo, bo Ela cierpi.  Czas coraz szybciej mija. Już wiem, że nie damy rady zrobić 10 z przodu, a nawet o 11 będzie trudno. Kiedy siadamy, żeby zakleić Eli stopę, tracimy kolejne minuty. Dziewczyny, które wyprzedziliśmy kilka kilometrów wcześniej, mijają nas i patrząc na Elę pytają czy wezwać pomoc. Zachowania biegaczy są wyśmienite. Chłopaki z Bydgoszczy ratują Elę tabletką przeciwbólową. Ruszamy powoli. Pytam: jak jest? Idziemy do końca? A na jaki czas mamy szansę? – teraz ona zadaje mi pytanie. Patrzę jak ledwo idzie i nie wiem co odpowiedzieć.

11296413_481323195365465_1722218880_o

fot. Ania Janowska

Ela:
Wiedziałam, że jak na debiutantów mamy niezły czas. Jarek pytał czy dam radę, powiedziałam, że nie ma bata, zrobimy tę 12-tkę z przodu :-). Popatrzył na mnie poważnie i uśmiechnął się. Wiem, że gdybym marudziła, to już by mnie nie poganiał. Jest lepiej, ból z lekka minął. Mogę zbiegać, ale już czuję bolesność „czwórek” i „dwójek” i spore zmęczenie. Jarek dopinguje mnie, ja biegnę za nim.  Nie chcę, żeby udzielił mu się mój nastrój „zmęczeniowy” Nie chcę, żeby odpuszczał…
Jeszcze „tylko” pokonać Połoninę Caryńską. Ktoś z tyłu mówi, że teraz to będzie „noga za nogą”. Kiedy na Berehach powiedziano nam, że jeszcze 10 km do końca ucieszyłam się bardzo, eh co tam, jakieś 1,5 godziny i będzie meta! Jak bardzo się myliłam! Strome, ciężkie podejście, kijki bardzo, ale to bardzo pomagają, wszyscy idą powoli. Mijają nas turyści… Teraz ja idę pierwsza. Nigdy nie myślałam, że będę wolała podbiegi bardziej niż zbiegi…

11347647_481323375365447_2059569485_o

fot. Ania Janowska

Jarek:
Opieram się na kijkach i dyszę. Nawet w ostatnim starcie na dychę tak nie „parowozowałem”. Wyprzedza mnie jakaś puszysta turystka. A niech to szlag trafi ten szlak! Ech, Caryńska… Gdzieś na 40 kilometrze mówiłem sobie w duchu, że już tu nie przyjadę. Teraz kiedy ślimaczę się po tej połoninie mam ochotę tu wrócić i skopać jej to zielone d…! Wiem, że Ela myśli podobnie. Patrzę w górę i nie mam ochoty iść dalej. Opuszczam głowę i powoli posuwam się naprzód. W połowie kończy mi się woda w bukłaku. Do tej pory starczała idealnie, a tu na ok. 5 kilometrach wypiłem wszystko. Po raz pierwszy od uzupełnienia zapasów na postoju nerki mnie nie bolą. Już wiem, że to wina coli. I tu jest doświadczenie życiowe. Nigdy nie słuchaj „mądrali” i wszystkowiedzących biegaczy, żeby coś wypróbować podczas startu. Zrób to na treningu! Oczywiście mówię to sam do siebie. Każdy ma wolną wolę :-).

rafal sadowski-5

fot. Rafał Sadowski

Ela:
Kiedy wydawałoby się, że szczyt jest już tuż, tuż, okazuje się, że to dopiero połowa. Trzeba iść dalej pod górę.. Świeci słońce, jest gorąco, ale wieje chłodny wiatr. Caryńska daje w kość, nie tylko nam. Zmęczeni biegacze mijają turystów, którzy schodzą z drogi, biją brawo, kibicują. Mnóstwo razy spotkałam się z okrzykiem „kobiety górą” :-). Końcowy zbieg ok. 3 km dał mi popalić. Bolące mięśnie blokowały ruchy, ale cały czas myśl w głowie: uda się! I żeby nie odpuszczać.

10494802_10204589169350457_54417722082674901_n

Jarek:
Na 1,5 km przed końcem Ela znów cierpi. Teraz kończę z asertywnością 😉 i stanowczo mówię, że nie ma co świrować, tylko trzeba to jak najszybciej skończyć. Radzę, żeby biegła swoim tempem ile może. Strome, drewniane schody pokonujemy ostrożnie. Ci co nas mijają przeskakują jak kozice. Teraz wiem co należy ćwiczyć na rewanż! Bo to, że nastąpi, to w tym momencie jestem już pewien.

andrzej sz-1

Fot. Andrzej Szczot

Ela:
Tak naprawdę przez te ok. 80 km myślałam też, że to mój pierwszy i ostatni raz w górach. Na filmikach nie widziałam takich ciężkich podbiegów, znaczy podejść 🙂 Widoki? Owszem są piękne, ale nie było czasu ich podziwiać.

„To już meta, to już meta – w sercu radość, w ręku medal!” – słowa tej piosenki Wiewiórki brzmią mi do dziś w głowie. Jakże wymowne i prawdziwe. Kiedy słyszeliśmy z daleka okrzyki z mety, to jest to wrażenie nie do opisania! Ogromna euforia, biegnie się z radością, nieważne są bóle mięśni, gdy wiesz, że to już blisko…  Biegniemy szybko, Jarek potknął się jeszcze o jakiś korzeń, jednak szybko wstaje, każe mi biec, a zaraz dogania mnie.

 

Jarek: To był mostek. Potykam się o jakiś jego wystający fragment, potem przekulguję bokiem, jak uczyli mnie instruktorzy karate :-). Wstaję i widzę obdrapane do krwi kolano. Nareszcie! Cały bieg na to pracowałem, by start w Rzeźniku był „rzeźnią” i pozostawił mi namacalną pamiątkę ;-). Na 13 km myślałem, że złamałem palec, bo stanąłem na śliskim kamieniu w szarówce budzącego się do życia dnia. Potem kilka razy o mało się nie przewróciłem potykając o korzenie. Nawet kijek podkładałem sobie pod nogi, ale tylko raz prawie się udało.  Oczywiście przed wypróbowaniem metody na taką „pamiątkę”… skonsultuj się z lekarzem lub farmaceutą ;-).

andzrej szczot-2

fot. Andrzej Szczot

Ela: Trzymamy się za ręce, słychać okrzyki kibiców. Mijamy metę, nie powstrzymuję łez wzruszenia. Zrobiliśmy to! Nigdy, przenigdy nie piłam piwa tak łapczywie jak na mecie Biegu Rzeźnika :-).

Za kilkadziesiąt minut rozmawiamy już o tym, że w przyszłym roku policzymy się z Caryńską…

Cały trud tego biegu, to co razem przeżyliśmy na trasie, porozumienie bez słów, nieraz mój uśmiech przez łzy,  Jarka nieodpuszczanie powoduje, że chcemy tu wrócić za rok. Cóż, to co mówiłam sobie na trasie biegu o tym ostatnim razie to jakieś majaki były chyba …

Jarek: Wszystko poszło genialnie. To co sobie zaplanowaliśmy niesamowicie wypaliło. Przede wszystkim nasz wzajemny stosunek do siebie. Jeszcze bardziej się lubimy! Na treningach nie tylko chodziło nam o to, żeby sprawdzić się i trenować fizycznie, ale przede wszystkim mentalnie. Szczera rozmowa ze spojrzeniem sobie prosto w oczy, wzajemne wyrażenie potrzeb i oczekiwań dało znakomity efekt.

1972277_658096367625389_2104055178984542279_n

fot. Marta Erwin i Witek Przybylski

Podczas biegu nie było między nami zgrzytów. Idealnie współpracowaliśmy, było wsparcie, przełamanie zwątpienia, pokonanie słabości i wreszcie bólu. Kilka dni przed biegiem rozmawiałem z dyrektorem Rzeźnika i on słysząc że jesteśmy małżeństwem mówił, że wiele par rozstaje się po wszystkim. No cóż… pozostawiam to bez komentarza.

13

My z Jegermajster Team – kolegami z Olsztyna

Wszystko zagrało jak sobie zaplanowaliśmy: jedzenie, picie, kijki, ubranie, współpraca, można tak wymieniać jeszcze długo.

19

Rzeźnicy i Rzeźniczki – ekipa z warmińsko mazurskiego wymiata 🙂

DSC00348

Wynik świetny: 

czas: 12:24:35

miejsce mix: 20/131

miejsce open: 176/690.

Jesteśmy ultrasami!!!

IMG_20150607_234131

W przygotowaniach do Biegu Rzeźnika 2015 oraz podczas biegu wspierali nas:

MaxForma – Camelbak Polska (plecaki, nerki z pasem),
Compressport Polska (skarpety kompresyjne, rękawki),
Craft-Poland (spodenki, koszulki startowe, skarpetki),
Leki Polska (kijki trekkingowe),
Panachesport (biustonosz do biegania dla Eli),
Salco Sport (sól do kąpieli regeneracyjnej),
Squeezy (żele, batony energetyczne),
Suunto Polska (zegarek Suunto Ambit Run3),
AGIZ Biuro Turystyki Aktywnej (nauka biegania z kijkami).

Dziękujemy!

wyniki

 

 

 

 

Startujemy w Biegowym Pucharze Olsztyna

18 Sobota Kwi 2015

Posted by biegajacemalzenstwo in Nasze starty w zawodach

≈ Dodaj komentarz

Tagi

biegowy puchar małżeństw, biegowy puchar olsztyna, craft, craft devotion singlet, opaski na główę compressport, panache lingerie, Panache sport

 

17300_344021729130006_1714589371558200359_n12 kwietnia 2015 r. odbyły się pierwsze zawody z cyklu Biegowy Puchar Olsztyna na dystansie 5 km. Była to impreza bardzo rodzinna. Startowały dzieci w różnym wieku oraz ich rodzice.
Jarek miał właśnie napisać artykuł na temat biegania rodzinnego, więc najlepszym wyjściem było wziąć udział w zawodach i posłuchać co w trawie piszczy. Mieliśmy również okazję przetestować nasze nowe koszulki startowe, które otrzymaliśmy od firmy Craft. Pochodzą one z najnowszej kolekcji kolekcji biegowej Craft Devotion Single.

Koszulki wymiatają! Są ultralekkie, szybko schną, mają piękny design 🙂 A to też ważne 🙂 19190_873747612684822_4103502091299000825_n11048780_874845452575038_7706194111809076623_nPoza tym Ela jako biegowa ambasadorka marki ‪Panache Sport miała reprezentować ją podczas losowania nagród.

 

 

 

11143326_344023172463195_4653066004208791810_n

Tak więc wzięliśmy udział, mimo braku przygotowania szybkościowego. Trasa bardzo dobra, pogoda dopisała, niezła atmosfera i organizacja na właściwym poziomie. Było nam miło i dzięki temu nie stresowaliśmy się startem. I poszło nieźle.

11110763_344021702463342_3939731772458811500_n

Ela zajęła 4 miejsce open i 1 w swojej kategorii. Jej nowa życiówka to 21:00 – poprawa o 1 minutę i 29 sekund. Jarek – 46 Open, 12 w swojej kategorii, a jego nowa życiówka to 21:19, lepsza od poprzedniej o 22 sekundy. Byliśmy zadowoleni. Najważniejszy start przed nami to Bieg Rzeźnika i to pod niego robimy nasze treningi. Przede wszystkim stawiamy na długie wybiegania, podbiegi i poprawę wydolności. Na treningi szybkościowe przyjdzie jeszcze czas .

11133787_344024615796384_3634368622909850857_nTe 5 km, to oczywiście było dla nas za mało i po biegu zrobiliśmy jeszcze 21 km wybiegania po Olsztynie. Hardcor!
To był niezwykle intensywny dzień

Zdjęcia: Anna Walaugo, Biegowy Puchar Olsztyna, archiwum własne.

Pierwszy start w sezonie – Bieg Walentynkowy

18 Sobota Kwi 2015

Posted by biegajacemalzenstwo in Nasze starty w zawodach

≈ Dodaj komentarz

Tagi

bieg walentynkowy, biegające małżenstwo, compressport, compressport headband, giżycko, klasyfikacja par, opaska na głowę Compressport ON/OFF Headband, łękuk mały

10959520_845465482179702_4565287194427162766_n14 lutego 2015 r .
Wzięliśmy udział w Biegu z okazji Walentynek „Zakochani w Biegu” w Łękuku Małym k. Giżycka.
Kobiety miały do pokonania 5 km, a mężczyźni 10 km.
W klasyfikacji par zajęliśmy 7 miejsce na 18 par.
Jako małżeństwo byliśmy pierwsi, jednak nagród za to nie przyznano – szkoda 🙂

11007731_845465095513074_7227543401995356687_n

10999105_845465108846406_1345023475973302170_nEla zajęła 3 miejsce wśród kobiet poprawiając swoją życiówkę na tym dystansie. Było bardzo cieplutko, więc zdecydowaliśmy się pobiec bez czapek tylko w nowych opaskach od Compressport Polska, które sprawdziły się znakomicie.Nie było zimno w uszy, jednocześnie świetnie odprowadzały pot. Materiał, z jakiego są wykonane jest przewiewny, a jednocześnie jest odpowiedni na chłodniejsze dni. Jeśli czapka na zawodach zbyt przeszkadza, to opaski na głowę Compressport On/Off Headband są świetnym wyborem. My się bardzo z nimi polubiliśmy.  Taka mala rzecz, a cieszy 🙂

10984085_845464455513138_5201859291434054575_n
Trasa nie należała do lekkich: crossowa, po śniegu z długim podbiegiem i błotem. Jednak wszystkie niedogodności wynagradzała świetna atmosfera zawodów.   Medale w kształcie serduszek to po prostu wypas.

1604820_845465522179698_4507912046567573194_n

Jeszcze takich nie mamy. Poza tym, każda zawodniczka na mecie otrzymywała czerwoną różę. Bardzo miły akcent.

10996103_845465055513078_5299989243500842972_n

 

 

 

 

 

 

fot. G. Zieliński i archiwum własne

Newer posts →

Kategorie

  • Ciekawi ludzie na naszej ścieżce biegowej
  • Jesteśmy Ambasadorami
  • Nasze starty w zawodach
  • O nas w mediach ;-)
  • Odzież
  • Pożywienie, przepisy, suplementacja
  • Psychika
  • Sprzęt
  • Testy
  • Trening
  • Wokół biegania
  • Wydarzenia
  • Zdrowie

Biegające Małżeństwo

Biegające Małżeństwo

Odwiedź nas na Instagramie

Trening poranny zaliczony, dziś bieg ciągły 15 km, więc trzeba było dość wcześnie wstać, żeby się przed pójściem do pracy wyrobić ☺️

Statystyki bloga

  • 45 494 hits

Stwórz darmową stronę albo bloga na WordPress.com.

Prywatność i pliki cookies: Ta witryna wykorzystuje pliki cookies. Kontynuując przeglądanie tej witryny, zgadzasz się na ich użycie. Aby dowiedzieć się więcej, a także jak kontrolować pliki cookies, przejdź na tą stronę: Polityka cookies
  • Obserwuj Obserwujesz
    • Biegające Małżeństwo
    • Already have a WordPress.com account? Log in now.
    • Biegające Małżeństwo
    • Dostosuj
    • Obserwuj Obserwujesz
    • Zarejestruj się
    • Zaloguj się
    • Zgłoś nieodpowiednią treść
    • Zobacz witrynę w Czytniku
    • Zarządzaj subskrypcjami
    • Zwiń ten panel
 

Ładowanie komentarzy...