• Strona główna
  • O nas
  • Osiągnięcia
    • Indywidualne osiągnięcia
    • Nasze rekordy życiowe
  • Kontakt

Biegające Małżeństwo

~ Blog o bieganiu we dwoje

Biegające Małżeństwo

Tag Archives: bieganie w górach

Bo marzenia się spełnia…

26 Środa Czer 2019

Posted by biegajacemalzenstwo in Nasze starty w zawodach

≈ Dodaj komentarz

Tagi

bieg rzeźnika, bieg ultra, bieg w parach, bieganie w górach, Bieszczady, drugie miejsce bieg rzeżnika, dziki, dziki bieszczadzkie, góry, gosiunia, joyday, mountains, panachesport, para kobieca, pazda pozorska, podium, polkasport, probiotyki, running, sport, statuetka, ultrarunning

fot. Michał Złotowski

Relacja Eli z Biegu Rzeźnika

Gdy po pierwszym moim Rzeźniku uczestniczyłam w ceremonii dekoracji z zachwytem patrzyłam na pary, które najszybciej pokonały ten szalony dystans. Pomyślałam wtedy, że też chciałabym stanąć tam, na podium i trzymać w rękach statuetkę przedstawiającą dwa dziki – symbol Biegu Rzeźnika.
Przygotowania zaczęłam już od późnej jesieni. Mój organizm bardzo dobrze reagował na treningi, czułam progres i moc. Jednak w grudniu kontuzja rozcięgna podeszwowego przyczyniła się do tego, że w bieganiu nastąpiła przerwa. Musiałam to wyleczyć, żeby nie było bólu. Wiele wizyt u fizjoterapeutki Marty i mogłam wrócić do treningów. W lutym przeszłam dwie infekcje: grypę i zapalenie zatok, więc znów nastąpiły przerwy w regularnym bieganiu. Osłabiony organizm musiał się zregenerować. Zaczynałam wszystko od nowa. Trenowałam jednak dzielnie, odczuwałam progres i wydolność rosła z każdym dniem.  Przed biegiem byłam dobrej myśli, jednak wiedziałam, że nie jest to forma taka, którą miałam rok temu.
Czytaj dalej →

Nasze przygotowania do biegów górskich – część 2. Szybkie zbiegi

24 Niedziela Mar 2019

Posted by biegajacemalzenstwo in Trening

≈ Dodaj komentarz

Tagi

bieganie w górach, biegowy trening zbiegania, szybkie zbieganie, trening zbiegowy, zbieganie

Podczas zbiegania z górskich szczytów po pewnym czasie mogą boleć nas mięśnie czworogłowe, dwugłowe oraz łydek. W pewnym momencie dolegliwości są tak silne, że nawet chodzenie jest niekomfortowe. Dzieje się tak dlatego, że przy zbieganiu z agresywnych górek, czyli stromych szczytów mimowolnie hamujemy na piętach, starając się wytracić prędkość. Biegając ultra trzeba sobie zdać sprawę z tego, że taki wysiłek czeka nas w górach przez wiele godzin. Jak temu zaradzić? Trzeba trenować te zbiegi z jak najbardziej stromych górek i zboczy.

Czytaj dalej →

Bieganie w górach

02 Niedziela Gru 2018

Posted by biegajacemalzenstwo in Trening

≈ Dodaj komentarz

Tagi

biegacz w górach, bieganie w górach, przygotowanie do zawodów górskich, tatry

W górach biega się zupełnie inaczej niż na nizinach. W pewnym momencie zaczynają pojawiać się dolegliwości, które wcześniej ci nie dokuczały. Przede wszystkim bolą mięśnie nóg, zwłaszcza po długim zbieganiu ze stromych szczytów. Dlatego ważne jest, żeby przed zawodami górskimi wprowadzić takie ćwiczenia, które we właściwy sposób przygotują nas na to wyzwanie. Na ten temat możecie poczytać w artykule Jarka zamieszczonym na portalu Biegam.

Do… czterech razy sztuka, czyli kolejny Bieg Rzeźnika

28 Czwartek Czer 2018

Posted by biegajacemalzenstwo in Nasze starty w zawodach

≈ Dodaj komentarz

Tagi

bieg rzeźnika, bieg w bieszczadach, biegające małżenstwo, bieganie w górach, Bieszczady, Cisna, dziki bieszczadzkie, Komańcza, polksport, start w zawodach, wiewiórki na drzewie, zawody biegowe

W tym roku wystartowaliśmy w Biegu Rzeźnika po raz czwarty z rzędu. Każdy wcześniejszy miał swoją historię i wrył się w naszej pamięci czymś innym, zawsze niepowtarzalnym. Za pierwszym razem była to magia Połoniny Caryńskiej, za drugim bieg w tempie dość spokojnym ze względu na chorobę Jarka, a podczas trzeciego masakryczne wtedy dla nas podejścia końcowe na szczyt góry Hyrlatej oraz na Hon. Tym razem w głównej roli wystąpił upał oraz jeszcze trudniejsze podejście na finiszu. Ten bieg ma w sobie to coś i jak na razie pozostajemy wciąż pod jego czarem.

Treningi przygotowujące nas do Biegu Rzeźnika w tym roku były ciężkie. Łączyliśmy biegi w tempach progowych z długimi wybieganiami. Tak jest właśnie w górach. Raz poruszasz się szybko, bo zbiegasz ze szczytu, a następnie mozolnie podchodzisz na następny. Oczywiście sporo też trenowaliśmy na schodach, a podczas długich biegów pokonywaliśmy tę samą górkę po kilka lub kilkanaście razy. Pogoda też nie rozpieszczała, bo często było bardzo gorąco.
Wyprawa w Bieszczady przebiegała spokojnie. Pakiety odebraliśmy jak nigdy dotąd już dzień wcześniej. Przygotowaliśmy się logistycznie oraz mentalnie na spokojnie i bardzo szybko. Mieliśmy więc mnóstwo czasu na sen, odpoczynek i oczekiwanie na start.

Czytaj dalej →

Pierwsze zawody w górach

29 Wtorek Maj 2018

Posted by biegajacemalzenstwo in Wokół biegania

≈ Dodaj komentarz

Tagi

bieganie w górach, pierwszy bieg w górach, start w biegach górskich, zawody górskie

Biegasz już kilka lat i w pewnym momencie przychodzi taki czas, że trzeba ruszyć w góry. Co tam będziesz ciągle ugniatał asfalt? Tylko te maratony i maratony… Stać cię przecież na większe wyzwania. Zapisujesz się na bieg w górach, startujesz, jesteś w euforii, zaczyna się pierwsze podejście i… nagle zdajesz sobie sprawę, że już wiesz o co w tym górskim bieganiu chodzi. Szkoda tylko, że tak późno. Niestety nie przygotowałeś się odpowiednio. Góry to nie przelewki.
Jeśli chcesz uniknąć rozczarowania, to przeczytaj artykuł Jarka zamieszczony na portalu Bieganie.
                                                         Foto: Dare2B

Trening w górach

24 Piątek Lu 2017

Posted by biegajacemalzenstwo in Trening

≈ Dodaj komentarz

Tagi

bieganie w górach, góry, trening podbiegowy, trening tlenowy, trening w górach

Kochamy góry, a miłość ta trwa od młodzieńczych lat. Kiedyś po nich chodziliśmy, a teraz biegamy. Trening w górach jest świetną sprawą na wzmocnienie mięśni i dotlenienie organizmu. Lekko nie jest, ale za to później podczas biegania na nizinach i startów w zawodach czuje się moc. Na temat trenowania w górach możecie poczytać w artykule Jarka zamieszczonym na portalu Magazyn Bieganie.
1

Test kijków Leki Traveller Carbon

07 Poniedziałek Wrz 2015

Posted by biegajacemalzenstwo in Sprzęt

≈ 2 Komentarze

Tagi

bieg rzeźnika, bieganie w górach, bieganie z kijkami, biegi ultra, Bieszczady, kijki Leki, kijki trekkingowe, LEKI, nordic walking, sportimpex, test kijków

DSC009806

Jarek:
Nigdy nie przypuszczałem, że kiedykolwiek podczas aktywności fizycznej będę korzystał z kijków do Nordic Walking. Przygotowując się jednak do górskiego ultramaratonu sporo czytałem o takich biegach. Okazało się, że nawet najlepsi zawodnicy korzystają podczas zawodów z kijków zwłaszcza przy długich podejściach. O tym, że ,,badyle” rzeczywiście pomagają miałem się dopiero przekonać.

Kompletny zestaw

W zestawie znajdują dwa kijki i mierzą od 62 do 130 cm. Każdy składa się z trzech rurek, które są rozsuwane. Poza tym są też dwa ,,buciki”, czyli zdejmowane gumowe ochraniacze na groty oraz dwie odpinane rękawiczki. Do złączenia kijków ze sobą podczas np. przenoszenia, służą specjalne spinacze. Są pomocne, jeśli chcemy by kijki były razem, w jednym miejscu.

DSC00978DSC00970 DSC00974

Waga11428561_10204707178424593_826446588_n

Jarek:
Kiedy je otrzymaliśmy przede wszystkim interesowało mnie to, czy nie będą balastem podczas przemierzenia wielu kilometrów. Nie mieliśmy przy plecakach żadnych troczków do tego, by je tam zaczepić, więc trzeba było nieść kijki w rękach przy zbiegach lub pokonywaniu bardziej płaskiej trasy.

Julita Chudko-1

fot. Julita Chudko

Ela:
To było moje pierwsze zetknięcie z kijkami. Przyznam, że lekko nie było. Zaliczyłam kilka potknięć, gdyż chodzenie, a zwłaszcza bieganie z kijkami wymaga wprawy. Największą ich zaleta jest to, że są lekkie. Nie ma problemu by je nieść podczas nawet wielokilometrowego biegu.

Kijki ważą niewiele, bo ok. 374 g każdy. Chcąc przekonać się czy nie ciążą podczas treningu, zabraliśmy je na długie 40-kilometrowe wybieganie. 15Nie rozkładaliśmy ich, gdyż trasa nie była bardzo pagórkowata. Chodziło tylko o przyzwyczajenie się do dodatkowego balastu. Nieśliśmy je w rękach. Przez całą trasę nie sprawiły nam żadnego problemu. Wtedy tak naprawdę doceniliśmy ich lekkość. Czasami trzymaliśmy je w jednej ręce, bywało że w dwóch, a niekiedy pomagaliśmy sobie nawzajem biorąc kijki od drugiej osoby, kiedy akurat potrzebowała mieć wolne ręce. Nawet niosąc cztery kijki nie odczuwa się ich ciężaru.

 

Rozkładanie

IMG_20150510_093351Rozłożenie i zablokowanie, tak żeby rurki nie wysuwały się podczas uderzeń w podłoże zapewnia system zamykający SLS, czyli Super Lock System. Oczywiście przed wyjściem na trening trzeba się z nim dokładnie zapoznać, żeby później nie sprawiało nam to problemów. Na znajdującej się najwyżej rurce, na białym tle umieszczony jest napis Open oraz Close wraz ze strzałkami. Wystarczy tylko kręcić dolną częścią zgodnie z kierunkiem strzałek, żeby móc ustawić odpowiednią wysokość. Na rurkach dolnych, na czarnym tle znajduje się odpowiednia podziałka, która umożliwia dokładne dopasowanie dla każdego indywidualnie. Nie należy zakręcać rurek zbyt mocno, żeby potem nie mocować się z odkręcaniem jeśli będziemy chcieli zmienić długość kijków. Ma to duże znaczenie zwłaszcza podczas biegu, kiedy jesteśmy już nieco zmęczeni. DSC00977Rurki dość łatwo się odkręcają i zakręcają, jednak warto to wcześniej potrenować, najpierw w domu, a później podczas biegu.
Spotkaliśmy się wcześniej z kijkami, w których części są bardzo łatwo wyjmowane po rozkręceniu. To jest niewskazane dla biegaczy, bo po prostu przeszkadzałoby i utrudniało bieg, gdybyśmy musieli co chwila znów je ze sobą łączyć. W kijkach Leki system SLS daje możliwość rozłączenia kijków, jednak trzeba to zrobić z odpowiednią siłą. Jest to duży plus, bo kiedy biegniemy nie musimy się obawiać, że przy regulowaniu rozłączymy niechcący poszczególne części.

Jarek:
Są też kijki jednoczęściowe, ale ja nie chciałbym takich używać. Model Traveller jest składany i dzięki temu można ,,badyle” włożyć do plecaka lub przytroczyć do niego jeśli już nie zamierzamy ich używać. Zajmują niewiele miejsca. Jest to bardzo praktyczne rozwiązanie dla turystów, biegaczy i wędrowców.

Wytrzymałość

rafal sadowski-2

fot. Rafał Sadowski

Podczas prawie 80-kilometrowego Biegu Rzeźnika, niejednokrotnie musieliśmy się IMG_20150510_143340na nich mocno opierać. W różnych sytuacjach nam się to zdarzało. Podczas biegu i przeskakiwania przez przeszkody, kiedy to dosyć mocno się na kijkach wspieraliśmy oraz na krótkich postojach, przy wchodzeniu na strome szczyty. Kije są wytworzone z włókna węglowego i wytrzymują nacisk ok. 140 kg. Dzięki sprężystości, zapewniona jest dobra amortyzacja, co zapobiega zbytniemu przemęczeniu mięśni. Tak więc śmiało można im zaufać, nawet podczas wykonywania przeskoków przez przeszkody, kiedy całym ciężarem naciskamy na kijki. Oczywiście jeśli nie ważymy ponad 140 kg.

Funkcjonalność

Kijki po zdjęciu ochraniaczy mają ostre zakończenia. To pozwala na lepsze odepchnięcie się od podłoża, co pomaga w szybszym i płynnym biegu. DSC00973Jeśliby tego zabrakło, to końcówki zsuwałyby się po nierównym terenie i biegacz miałby problem z utrzymaniem równowagi. Wiadomo, że stabilność na podłożu crossowym lub w górach to podstawa. Każdy upadek, to potencjalna kontuzja.
Ochraniacze można założyć, kiedy poruszamy się po asfalcie lub betonowej nawierzchni drogi. Dzięki temu unikniemy przykrego odgłosu przy uderzaniu końcówkami o podłoże. Poza tym w takim przypadku stabilizacja jest lepsza, bo kijki nie ślizgają się, tylko doskonale trzymają nawierzchni.

DSC00975Na dłonie zakładamy rękawiczki, które następnie są mocowane przy rączkach kijków. Co ważne, są one oznaczone, która jest prawa, a która lewa, co ułatwia potem całą ,,instalację”.

Jarek:
Wielu biegaczy korzysta z innego rodzaju mocowania. Otóż wybierają kijki, które tak jak w narciarstwie posiadają tzw. klasyczną pętlę. Na początku się nad tym zastanawiałem. Łatwiej jest wyjąć dłoń, jeśli decydujemy się na trzymanie ,,badyli” w rekach podczas np. biegu po płaskim terenie lub asfalcie. To rzeczywiście ułatwia, niż odblokowywanie zapięcia i wyjmowanie szlufki. Jednak często tak mam, że biegnąc puszczam ręce swobodnie, a kijki ciągnę po podłożu. IMG_20150510_093308Również wchodząc na szczyt, przy odepchnięciu, kiedy ręka jest całkowicie z tyłu, nie zaciskam dłoni na rączkach, ale pozwalam odpocząć palcom i rozluźniam całkowicie uścisk. W takim wypadku, gdybym miał klasyczny uchwyt, dłoń mogłaby się wysunąć z pętli. Musiałbym się schylać po kijek i tracić rytm biegu. Szkoda na to czasu. Wolę poświęcić chwilę na odpięcie szlufki, a to nie wytrąca mnie z rytmu i nie spowalnia tempa.

Ela:
Bardzo mi odpowiada to, że uchwyty kijków są wykonane z korka. Zapewnia to komfort w pewnym DSC00981trzymaniu kijka. Rękawiczki przypinane do uchwytu sprawiają, że nie zrobią się odciski na dłoni. Kijki świetnie nadają się na górskie, biegowe wędrówki, pomagają w podejściach pod górę, ale i na zbiegach, gdzie teren jest np. mocno kamienisty lub są to gołoborza.

Na wierzchu rączki znajduje się przycisk, który powoduje odblokowanie zamknięcia, tak że możemy dzięki temu uwolnić rękawiczkę. I tu jest mały problem. Otóż nie możemy tego zrobić kciukiem ręki, w której trzymamy kijek. Przycisk jest w taki sposób umieszczony, że jest to niemożliwe. IMG_20150510_093338Musimy wspomagać się drugą dłonią. Nie jest to jednak zbyt uciążliwe. Po prostu trzeba się do tego przyzwyczaić. Taka operacja nie zajmuje dużo czasu, jednak trzeba przy tym się na chwilę skupić.

Ogólne wrażenia

Jolanta Błasiak-Wielgus-1

fot. Jolanta Błasiak – Wielgus

Ela:
Podczas biegu Rzeźnika na początkowym etapie trasy (ok. 32 km) nie można mieć kijków. Kiedy jeszcze nie byłam mocno zmęczona, nie doskwierał mi zanadto ich brak. Jednak, gdy na pierwszym tzw. przepaku, zabrałam je ze sobą w dalszy etap biegu, okazało się, ze wzięcie ich było naprawdę trafionym IMG_20150823_104835pomysłem. Kiedy na dużym już zmęczeniu trzeba pokonywać wzniesienia, kijki bardzo pomagają. Nie wyobrażam sobie, jakbym mogła wejść na połoninę Caryńską bez kijków –pewnie musiałabym więcej trenować takich podejść.

Jarek:
Przede wszystkim są to kijki bardzo pomocne nie tylko dla wędrowców, ale również biegaczy. Podoba mi się to, że po przypięciu rękawiczki do rączki nie ma możliwości, żeby wypadły z ręki. Można je IMG_20150823_104924złączyć klamerką i nie rozjeżdżają się w dłoni, gdy trzymam je w jednej ręce. Łatwo się rozkładają, a jeśli jestem już wyczerpany biegiem i nie pamiętam która stronę należy kręcić by je zablokować, przypomina mi o tym napis na rurkach.

Ela:
Pozwalają właściwie utrzymać równowagę, a uchwyt rączki bardzo dobrze przylega do dłoni, co zapewnia, że czuję się pewnie na zboczu górskim. Każdy niezależnie od swojego wzrostu może z nich korzystać, dzięki możliwości regulowania ich długości. IMG_20150823_090040_BURST001_COVERTrenowaliśmy z kijkami na crossowych mazurskich terenach oraz biegaliśmy z nimi po Bieszczadach i Górach Świętokrzyskich. Polecamy je biegaczom, wędrowcom i wszelkiej maści turystom.IMG_20150823_090922Kijki otrzymaliśmy do testowania od firmy Sportimpex, dystrybutora kijków Leki w Polsce.

leki-logo1

Polecamy 🙂

Pobiegnę za Tobą, czyli Biegające Małżeństwo na Rzeźniku

10 Środa Czer 2015

Posted by biegajacemalzenstwo in Nasze starty w zawodach

≈ 4 Komentarze

Tagi

agiz, bieg rzeźnika, bieganie w górach, biegi ultra, Bieszczady, brubeck, camelbakpolska, Cisna, compressport, craftpoland, kijki Leki, Komańcza, maxforma, panachelingerie, panachesport, salco, sochic!, sportimpex, squeezy, suunto, Ustrzyki

IMG_20150604_093139

Na początku była… myśl. Otóż Ela zapragnęła pobiec w Rzeźniczku zachęcona relacjami biegowych blogerów. Dystans 27 kilometrów wydawał się jej jak najbardziej do pokonania, bo przecież nie raz, dwa, a nawet nie 10 robiła już takie „Rzeźniczki”. Kolega Wojtek, który rok wcześniej poznał klimaty górskiego biegania w Bieszczadach widząc Jarka skrzywioną minę, na to, że tylko po 27 ,,kaemów” mamy się tachać pod granicę państwa, stwierdził, iż my dorośliśmy już do większego wyzwania. Mianowicie do Rzeźnika. Decyzja zapadła w ciągu jednej sekundy.
Ela:
Czytając w internecie zeszłoroczne relacje z Biegu Rzeźnika zapragnęłam się tam znaleźć, poczuć to zmęczenie, kilometry w nogach i atmosferę tej imprezy. Bieg ten stał się chyba najbardziej prestiżowym ultra w Polsce.
Jednak nie miałam odwagi porywać się od razu na Rzeźnika, ale gdzieś tam świtało mi w głowie, że w sumie to moglibyśmy dać radę. Trzeba by tylko dobrze przepracować zimę i wiosnę na treningach. Kiedy ustaliliśmy, że się zapisujemy, z niecierpliwością czekaliśmy na wyniki losowania. Jakieś cholerne szczęście nam dopisało i zostaliśmy wylosowani. Skakałam do góry, kiedy się o tym dowiedziałam. Zdaliśmy sobie sprawę z tego już wtedy, że nie ma żartów. IMG_20150604_154716

Jarek:
I tak po długich i mozolnych przygotowaniach biegowo-siłowych  zawitaliśmy w Bieszczady. Obudziliśmy się przed północą. Po spożyciu śniadania, na które składał się ryż z dżemem oraz bułka, razem z Tomkiem i Martą ruszyliśmy ku Komańczy. Koledzy jadący przed nami ufający w nieomylność GPS-a skręcili w boczną drogę, że niby będziemy szybciej i tak o mało nie wylądowaliśmy w rzece. Potem był odwrót i gnanie na łeb, na szyję do Komańczy.  Na szczęście nie spóźniliśmy się, a może jednak na nieszczęście, gdyż pierwsza para tak właśnie miała, a skończyło się to dla nich happy endem.

IMG_20150604_150947

Ela:
Kiedy wreszcie nadszedł ten dzień, w którym stanęłam na starcie Biegu Rzeźnika, nie miałam chwili na celebrowanie tego momentu, a nawet może wzruszyć się (jak na starcie w maratonie w Poznaniu), gdyż nie było na to czasu, bo wpadliśmy na start w ostatniej chwili.

3Jarek:
Stanęliśmy gdzieś tak chyba w połowie całego zgromadzenia. Nagle coś tam strzeliło i tłum ruszył. Zakładaliśmy, że pierwszy kilometr biegniemy wolno w tempie 6:00. No cóż… Nie można było szybciej, bo wyszło ok. 7:30. Potem zaczęło się trochę przerzedzać, masa ludzka przyspieszała, a my razem z nią, pilnując jednak zakładanego tempa.

Ela:
Ustaliliśmy na początku, że Jarek biegnie pierwszy, ja podążam za nim. Dosyć trudno się biegło w tłumie, w lekkich ciemnościach rozświetlonych tylko latarkami biegaczy. Np. w pewnym momencie na samym środku drogi znalazł się sterczący na 1,5 m konar, trzeba było bardzo uważać na takie niespodzianki.

andrzej szczot-3

fot. Andrzej Szczot

Euforia pierwszych kilometrów sprawiła, że nie czułam się zmęczona. Biegło nam się lekko, nawet pod górki. Przeskakiwałam przez potoczki, nieraz wpadłam w wodę, ale zupełnie mi to nie przeszkadzało. Dziwiłam się tylko, że biegacze ustawiają się w kolejce do jakiejś cienkiej kładki, żeby przejść przez błotko, zamiast po prostu przez nie przeskoczyć.

Jarek:
Od początku planowaliśmy, że pijemy co dwa kilometry lub częściej, a jemy co cztery. Potem było to już częściej, ze względu na coraz wolniejsze tempo. Jedliśmy banany (również suszone), żele oraz batony Squeezy. Na ok. 12 kilometrze mam pierwszy delikatny kryzys, ale wiem, że to tylko takie straszenie organizmu. Po chwili już jest wszystko w porządku. Ludzie się zatrzymują przed wzniesieniami, a ja chcę biec. Wymijam kilku, a kiedy Ela mnie dogania, opowiada mi, że komentują moje „wyczyny”. Po prostu znam swój organizm, szkoda mi czasu. Po kilku kilometrach zaczynam rozumieć taktykę jaką obrali, gdy zbiegi pokonują w tempie „strusia pędziwiatra”. Na początku myślałem, że to nierozsądne z ich strony, ale teraz „kumam czaczę”. To niezła nauka.
Ela:
Przy pierwszym pomiarze czasu, na Żebraku było kilkunastu kibiców (że też chciało im się o 5 rano tu przyjść) dopingowali nas i robili zdjęcia.

rafal sadowski-2

fot. Rafał Sadowski

Jarek: Zauważam kolegę z „Biegam Bo Muszę w Kielcach”. Machamy do siebie, a on z podziwem na nas patrzy. Czeka tu na dwie dziewczyny ze swojego klubu. Potem ktoś woła do mnie: Cześć Jarek! Patrzę i nie poznaję człowieka. „Maratony Polskie” – mówi i się przedstawia. Okazuje się, że to redaktor z portalu. Pisaliśmy tam z Elą felietony. Przybijamy piątkę i mkniemy dalej.

Ela:
 Pierwszy przepak. Te 32 kilometry zleciały bardzo szybko. Przed Cisną długo zastanawialiśmy się, czy rzeczywiście wziąć kijki. W sumie biegło nam się dobrze, więc pomyśleliśmy, że po co się obciążać dodatkowym balastem. Jednak uzgodniliśmy, że je weźmiemy, a najwyżej na następnym przepaku oddamy.

jc1

fot. Julita Chudko

Jarek był kapitanem naszej drużyny. Prowadził świetnie, motywował. Pilnował, żebym jadła, przypominał o piciu. Okazał się twardym zawodnikiem. Do Cisnej wbiegaliśmy na pełnych obrotach, przy świetnym dopingu kibiców. Na przepaku nie zmarudziliśmy długo, może 3-4 minuty. Mieliśmy ustalone, że ja napełniam camelbaki, a Jarek leci po kijki i inne niezbędne nam rzeczy, które zostawiliśmy na przepakach. Szybko więc ruszyliśmy dalej. Mieliśmy bardzo dobry czas, nie byliśmy zmęczeni. Widzieliśmy, że wszystko idzie zgodnie z planem, a nawet lepiej.
Jarek:
Szybko odbieramy nasze rzeczy. Wypijam łyk coli, którą sobie tu przygotowaliśmy. Teraz wiem, że to był mój błąd, ale o tym później. Oddajemy do połowy pełną puszkę jakimś biegaczom, którzy siedzą przebierając się. Zostawiamy Cisną i gnamy dalej. Przed nami po chwili ostre zejście znane mi z filmików, których mnóstwo oglądałem w ostatnich dniach przed startem.

rafal sadowski-3

fot. Rafał Sadowski

Ela:
Okazało się, że kijki Leki to był wspaniały pomysł! Kiedy wybiegaliśmy z Cisnej od razu pod górę, pomyślałam o tym jak Agnieszka Rogulska – Słomińska uczyła nas korzystania z kijków na podbiegach. Byłam jej wdzięczna za to, bo „badyle” bardzo pomagały mi na wszystkich podbiegach i podejściach. Są bardzo lekkie, wcale nie odczuwałam w rękach ich ciężaru.

Jarek:
Mówią, że Rzeźnik zaczyna się po 56 km. Według mnie, to nieprawda. Kiedy zostawiliśmy Cisną po bodajże kilometrze zaczęło się chyba 3 kilometrowe podejście. Nikt z blogerów i tych którzy opisują Bieg Rzeźnika nie mówi o podejściach, tylko o podbiegach. Kurza twarz, nigdy nie trenowałem na 3 km podbiegu!!! To po prostu trzeba przeżyć. Tempo coraz bardziej spada, ale siły jeszcze są. Ustalamy, że na stromych podbiegach (kurde podejściach!) idziemy, a zbiegi pokonujemy jak najszybciej. Po kilku kilometrach odczuwam silny ból w okolicy nerek. Gdy zbiegam boli jak diabli. Biorę tabletkę przeciwbólową. Pytam sam siebie: czy to już koniec? Czy moja słabość z tamtego roku znów mnie dopadła? Czy to juz koniec mojego biegu? Mówię mantrę, powtarzam, że jest dobrze. Staram się zapomnieć. Puszczam Elę przodem i podążam za nią.

lHPAc3lnZbyPtQmSgTJBAqqnLq1mxd5iwBeguseDz84

fot. Julita Chudko

Ela:
Na 50 kilometrze poczułam lekki ból stopy, zbiegi stawały się dla mnie coraz bardziej trudne. Kryzys nastąpił przed Smerekiem, na długim zbiegu. Staw skokowy już mi bardzo dokuczał, poza tym zaczęłam czuć obtarcie w drugiej stopie. Miałam nagle jakiś spadek energii. Przed nami właśnie była piękna asfaltowa droga, zjadłam batona i żel. Po chwili już biegliśmy wyprzedzając sporo osób.

6FSbHbtOSmpfQFVgTM2h0hPGjEq7SMwfZ17P6JIxPI4

fot. Julita Chudko

Jarek:
Czuję, że Ela słabnie. Czasami mówię, żeby nadawała tempo gdy widzę, że nie wytrzymuje mojego. Potem ja wychodzę na prowadzenia, a ona stara się to wytrzymać. Patrzę na nią i proszę, żeby się do mnie uśmiechnęła. Robi to i wokół cały świat się rozpromienia. Proponuję, żebyśmy przyspieszyli, bo możemy tu nadrobić sporo czasu. Po bólu w okolicach nerek nie ma śladu. Czuje się świetnie. Przyspieszamy do 5:30 na km. Jest gorąco. Co chwila popijam izo z camelbaka. Jest świetnie. Ela po zjedzeniu batona pięknie trzyma tempo. Wyprzedzamy jakiegoś biegacza, który prosi mnie o wyjecie z jego plecaka batona. Bez zatrzymania pomagam mu i dziękuję, gdy chce nas poczęstować. Z naprzeciwka jedzie Dyrektor biegu w dżipie. Uśmiecha się do nas i mówi: Brawo!

 

rafal sadowski

fot. Rafał Sadowski

Ela:
Wpadliśmy na przepak w Smereku, uzupełnienie płynów w plecaku (tym razem tylko woda, gdyż skręcało mi żołądek po izotoniku, który wcześniej wzięłam z przepaka), łyk coli, gryz pomarańczy, schłodzenie łydek i stawu skokowego i możemy biec dalej.

 

Jarek:

11231986_481323382032113_855774754_o

fot. Ania Janowska

Znów popijam colę jeszcze nie kojarząc, że wcześniejszy ból, to jej sprawka. Zamulamy około 8 minut, bo Ela musi sobie schłodzić bolące łydki. Mnie naparzają „czwórki”, co jest winą ostrych zbiegów. Jednak olewam to. Wydolność jest, siła jest, więc nie marudzimy więcej i ostro do przodu. Patrzę na zegarek. Pozostało ok. 21 km, a żeby mieć 10 godzin z przodu mamy 3 h i 40 minut. Jestem dumny z Eli i z siebie też. Myślę, że spokojnie damy radę. Zaczynamy podejście i tu spotykam ultrasa, który już 10 raz jest na szlaku Rzeźnika. To pan Adam Bąk. Gadamy chwilę, a on przygotowuje mnie na Caryńską. Po pierwszym kilometrze widzę, że z nogą Eli jest coraz gorzej, a my nie mamy już tabletek przeciwbólowych.

Ela:
Nasi kibice czekali  przy schronisku Chatka Puchatka. Niesamowite wrażenie jest, kiedy biegnie się na ogromnym zmęczeniu, a tu z daleka widać grupę 15 osób, które wrzeszczą nasze imiona, skaczą, machają, a to wszystko, żeby nas dopingować. Dziękujemy im za to.

1

fot. Ania Mańkowska

11422718_10204707180944656_2112293733_n

fot. Ania Mańkowska

11350323_10204707180544646_1363198513_n

fot. Ania Mańkowska

Zatrzymaliśmy się na chwilkę, zrobiliśmy zdjęcia z kibicami i ruszyliśmy dalej. Kolejny bolesny dla mnie zbieg. Noga dokucza coraz bardziej. Zatrzymujemy się, żeby nakleić plastry na moją obtarta stopę. Wymija nas sporo biegaczy. Podbiegają do nas chłopaki, którzy mówią: co jest? tak ładnie nas mijaliście, a teraz zwolniliście, cos się stało? Po chwili dają mi tabletkę przeciwbólową.
Jarek:
Znów pojawia się ból w nerkach. Zagryzam wargę i staram się przetrzymać. Klepię mantrę. Na szczęście nie ma ostrych zbiegów, więc na długim podejściu nie męczę się i nie odczuwam za bardzo udręki. Idziemy wolno, zbiegamy tak samo, bo Ela cierpi.  Czas coraz szybciej mija. Już wiem, że nie damy rady zrobić 10 z przodu, a nawet o 11 będzie trudno. Kiedy siadamy, żeby zakleić Eli stopę, tracimy kolejne minuty. Dziewczyny, które wyprzedziliśmy kilka kilometrów wcześniej, mijają nas i patrząc na Elę pytają czy wezwać pomoc. Zachowania biegaczy są wyśmienite. Chłopaki z Bydgoszczy ratują Elę tabletką przeciwbólową. Ruszamy powoli. Pytam: jak jest? Idziemy do końca? A na jaki czas mamy szansę? – teraz ona zadaje mi pytanie. Patrzę jak ledwo idzie i nie wiem co odpowiedzieć.

11296413_481323195365465_1722218880_o

fot. Ania Janowska

Ela:
Wiedziałam, że jak na debiutantów mamy niezły czas. Jarek pytał czy dam radę, powiedziałam, że nie ma bata, zrobimy tę 12-tkę z przodu :-). Popatrzył na mnie poważnie i uśmiechnął się. Wiem, że gdybym marudziła, to już by mnie nie poganiał. Jest lepiej, ból z lekka minął. Mogę zbiegać, ale już czuję bolesność „czwórek” i „dwójek” i spore zmęczenie. Jarek dopinguje mnie, ja biegnę za nim.  Nie chcę, żeby udzielił mu się mój nastrój „zmęczeniowy” Nie chcę, żeby odpuszczał…
Jeszcze „tylko” pokonać Połoninę Caryńską. Ktoś z tyłu mówi, że teraz to będzie „noga za nogą”. Kiedy na Berehach powiedziano nam, że jeszcze 10 km do końca ucieszyłam się bardzo, eh co tam, jakieś 1,5 godziny i będzie meta! Jak bardzo się myliłam! Strome, ciężkie podejście, kijki bardzo, ale to bardzo pomagają, wszyscy idą powoli. Mijają nas turyści… Teraz ja idę pierwsza. Nigdy nie myślałam, że będę wolała podbiegi bardziej niż zbiegi…

11347647_481323375365447_2059569485_o

fot. Ania Janowska

Jarek:
Opieram się na kijkach i dyszę. Nawet w ostatnim starcie na dychę tak nie „parowozowałem”. Wyprzedza mnie jakaś puszysta turystka. A niech to szlag trafi ten szlak! Ech, Caryńska… Gdzieś na 40 kilometrze mówiłem sobie w duchu, że już tu nie przyjadę. Teraz kiedy ślimaczę się po tej połoninie mam ochotę tu wrócić i skopać jej to zielone d…! Wiem, że Ela myśli podobnie. Patrzę w górę i nie mam ochoty iść dalej. Opuszczam głowę i powoli posuwam się naprzód. W połowie kończy mi się woda w bukłaku. Do tej pory starczała idealnie, a tu na ok. 5 kilometrach wypiłem wszystko. Po raz pierwszy od uzupełnienia zapasów na postoju nerki mnie nie bolą. Już wiem, że to wina coli. I tu jest doświadczenie życiowe. Nigdy nie słuchaj „mądrali” i wszystkowiedzących biegaczy, żeby coś wypróbować podczas startu. Zrób to na treningu! Oczywiście mówię to sam do siebie. Każdy ma wolną wolę :-).

rafal sadowski-5

fot. Rafał Sadowski

Ela:
Kiedy wydawałoby się, że szczyt jest już tuż, tuż, okazuje się, że to dopiero połowa. Trzeba iść dalej pod górę.. Świeci słońce, jest gorąco, ale wieje chłodny wiatr. Caryńska daje w kość, nie tylko nam. Zmęczeni biegacze mijają turystów, którzy schodzą z drogi, biją brawo, kibicują. Mnóstwo razy spotkałam się z okrzykiem „kobiety górą” :-). Końcowy zbieg ok. 3 km dał mi popalić. Bolące mięśnie blokowały ruchy, ale cały czas myśl w głowie: uda się! I żeby nie odpuszczać.

10494802_10204589169350457_54417722082674901_n

Jarek:
Na 1,5 km przed końcem Ela znów cierpi. Teraz kończę z asertywnością 😉 i stanowczo mówię, że nie ma co świrować, tylko trzeba to jak najszybciej skończyć. Radzę, żeby biegła swoim tempem ile może. Strome, drewniane schody pokonujemy ostrożnie. Ci co nas mijają przeskakują jak kozice. Teraz wiem co należy ćwiczyć na rewanż! Bo to, że nastąpi, to w tym momencie jestem już pewien.

andrzej sz-1

Fot. Andrzej Szczot

Ela:
Tak naprawdę przez te ok. 80 km myślałam też, że to mój pierwszy i ostatni raz w górach. Na filmikach nie widziałam takich ciężkich podbiegów, znaczy podejść 🙂 Widoki? Owszem są piękne, ale nie było czasu ich podziwiać.

„To już meta, to już meta – w sercu radość, w ręku medal!” – słowa tej piosenki Wiewiórki brzmią mi do dziś w głowie. Jakże wymowne i prawdziwe. Kiedy słyszeliśmy z daleka okrzyki z mety, to jest to wrażenie nie do opisania! Ogromna euforia, biegnie się z radością, nieważne są bóle mięśni, gdy wiesz, że to już blisko…  Biegniemy szybko, Jarek potknął się jeszcze o jakiś korzeń, jednak szybko wstaje, każe mi biec, a zaraz dogania mnie.

 

Jarek: To był mostek. Potykam się o jakiś jego wystający fragment, potem przekulguję bokiem, jak uczyli mnie instruktorzy karate :-). Wstaję i widzę obdrapane do krwi kolano. Nareszcie! Cały bieg na to pracowałem, by start w Rzeźniku był „rzeźnią” i pozostawił mi namacalną pamiątkę ;-). Na 13 km myślałem, że złamałem palec, bo stanąłem na śliskim kamieniu w szarówce budzącego się do życia dnia. Potem kilka razy o mało się nie przewróciłem potykając o korzenie. Nawet kijek podkładałem sobie pod nogi, ale tylko raz prawie się udało.  Oczywiście przed wypróbowaniem metody na taką „pamiątkę”… skonsultuj się z lekarzem lub farmaceutą ;-).

andzrej szczot-2

fot. Andrzej Szczot

Ela: Trzymamy się za ręce, słychać okrzyki kibiców. Mijamy metę, nie powstrzymuję łez wzruszenia. Zrobiliśmy to! Nigdy, przenigdy nie piłam piwa tak łapczywie jak na mecie Biegu Rzeźnika :-).

Za kilkadziesiąt minut rozmawiamy już o tym, że w przyszłym roku policzymy się z Caryńską…

Cały trud tego biegu, to co razem przeżyliśmy na trasie, porozumienie bez słów, nieraz mój uśmiech przez łzy,  Jarka nieodpuszczanie powoduje, że chcemy tu wrócić za rok. Cóż, to co mówiłam sobie na trasie biegu o tym ostatnim razie to jakieś majaki były chyba …

Jarek: Wszystko poszło genialnie. To co sobie zaplanowaliśmy niesamowicie wypaliło. Przede wszystkim nasz wzajemny stosunek do siebie. Jeszcze bardziej się lubimy! Na treningach nie tylko chodziło nam o to, żeby sprawdzić się i trenować fizycznie, ale przede wszystkim mentalnie. Szczera rozmowa ze spojrzeniem sobie prosto w oczy, wzajemne wyrażenie potrzeb i oczekiwań dało znakomity efekt.

1972277_658096367625389_2104055178984542279_n

fot. Marta Erwin i Witek Przybylski

Podczas biegu nie było między nami zgrzytów. Idealnie współpracowaliśmy, było wsparcie, przełamanie zwątpienia, pokonanie słabości i wreszcie bólu. Kilka dni przed biegiem rozmawiałem z dyrektorem Rzeźnika i on słysząc że jesteśmy małżeństwem mówił, że wiele par rozstaje się po wszystkim. No cóż… pozostawiam to bez komentarza.

13

My z Jegermajster Team – kolegami z Olsztyna

Wszystko zagrało jak sobie zaplanowaliśmy: jedzenie, picie, kijki, ubranie, współpraca, można tak wymieniać jeszcze długo.

19

Rzeźnicy i Rzeźniczki – ekipa z warmińsko mazurskiego wymiata 🙂

DSC00348

Wynik świetny: 

czas: 12:24:35

miejsce mix: 20/131

miejsce open: 176/690.

Jesteśmy ultrasami!!!

IMG_20150607_234131

W przygotowaniach do Biegu Rzeźnika 2015 oraz podczas biegu wspierali nas:

MaxForma – Camelbak Polska (plecaki, nerki z pasem),
Compressport Polska (skarpety kompresyjne, rękawki),
Craft-Poland (spodenki, koszulki startowe, skarpetki),
Leki Polska (kijki trekkingowe),
Panachesport (biustonosz do biegania dla Eli),
Salco Sport (sól do kąpieli regeneracyjnej),
Squeezy (żele, batony energetyczne),
Suunto Polska (zegarek Suunto Ambit Run3),
AGIZ Biuro Turystyki Aktywnej (nauka biegania z kijkami).

Dziękujemy!

wyniki

 

 

 

 

Kategorie

  • Ciekawi ludzie na naszej ścieżce biegowej
  • Jesteśmy Ambasadorami
  • Nasze starty w zawodach
  • O nas w mediach ;-)
  • Odzież
  • Pożywienie, przepisy, suplementacja
  • Psychika
  • Sprzęt
  • Testy
  • Trening
  • Wokół biegania
  • Wydarzenia
  • Zdrowie

Biegające Małżeństwo

Biegające Małżeństwo

Odwiedź nas na Instagramie

Biegowe świrki wybrały się dziś do Jastrzębiej na cudowny zachód słońca ☀️

Statystyki bloga

  • 45 504 hits

Stwórz darmową stronę albo bloga na WordPress.com.

Prywatność i pliki cookies: Ta witryna wykorzystuje pliki cookies. Kontynuując przeglądanie tej witryny, zgadzasz się na ich użycie. Aby dowiedzieć się więcej, a także jak kontrolować pliki cookies, przejdź na tą stronę: Polityka cookies
  • Obserwuj Obserwujesz
    • Biegające Małżeństwo
    • Already have a WordPress.com account? Log in now.
    • Biegające Małżeństwo
    • Dostosuj
    • Obserwuj Obserwujesz
    • Zarejestruj się
    • Zaloguj się
    • Zgłoś nieodpowiednią treść
    • Zobacz witrynę w Czytniku
    • Zarządzaj subskrypcjami
    • Zwiń ten panel
 

Ładowanie komentarzy...