• Strona główna
  • O nas
  • Osiągnięcia
    • Indywidualne osiągnięcia
    • Nasze rekordy życiowe
  • Kontakt

Biegające Małżeństwo

~ Blog o bieganiu we dwoje

Biegające Małżeństwo

Tag Archives: compressport

Mazurskie Ultra

20 Sobota Sier 2016

Posted by biegajacemalzenstwo in Nasze starty w zawodach

≈ Dodaj komentarz

Tagi

bieg ultra, bieganie na mazurach, compressport, mazury, panachesport, polkasport, running, sklep biegowy olsztyn, suunto ambit 3 verticale, ultrabiegi, ultramazury, ultrarunning, zawody

1

fot. Michał Rowiński

Ela:
Moje kolejne ultra. 71 km.
Znów na spontanie, no, ale jeśli kilka kilometrów od mojego miejsca zamieszkania jest takie wydarzenie, to jak w nim nie wziąć udziału???
Poza tym koszulki z własnym imieniem wydały mi się super pomysłem i wielką zachętą, żeby tu wystartować.

 

blog6

fot. Michał Rowiński


Jarek:

Nie chcieliśmy tu startować. Po 80 km TriCity Trail naszym następnym celem był Bieg 7 Dolin w Krynicy. Zależało nam na tym, aby się odpowiednio zregenerować. Jednak im bliżej było do biegu, to tak jakoś coraz bardziej mieliśmy na niego ochotę. Pierwszy raz na Mazurach, trasa bardziej płaska niż w górach, całkiem niedaleko od naszego miejsca zamieszkania, więc tak naprawdę grzechem byłoby nie wystartować. Wiem, że to nierozsądne w przeciągu 2 miesięcy wystartować w 3 biegach, ale… czy ultrasi w ogóle są rozsądni?

Czytaj dalej →

Fantastyczne ultra w Trójmiejskim Parku Krajobrazowym

11 Poniedziałek Lip 2016

Posted by biegajacemalzenstwo in Nasze starty w zawodach

≈ Dodaj komentarz

Tagi

80 km, city trail, compressport, gdańsk, nike wildhorse3, panachesport, trójmiejski park krajobrazowy, tricity, tricitytrail, ultrabieg, wejherowo

Uff! Ciężko było nam się zabrać za napisanie relacji z 80-kilometrowego biegu TriCity Trail. Chcieliśmy tylko odpoczywać, a że słusznie nam się to należało, o tym jest ta historia :-).

20160710_044853

20160710_044133
Świetnie spędziliśmy czas w Wejherowie. Ugościła nas Natalia i to również dzięki niej w niedzielny poranek dotarliśmy do Gdańska na start biegu.
Z Elą daliśmy sobie całusa, bo wiedzieliśmy, że razem to biec nie będziemy i… hajda!
Jarek:
Na początku miałem biec w spokojnym tempie ok. 6 minut na kilometr i plan ten realizowałem. Wielu biegaczy ruszyło mocniej, wyprzedzali mnie, a ja się nie podpalałem. Na podejściach byli tylko zdziwieni, bo albo biegłem albo bardzo szybko ich mijałem. Czułem się świetnie. Już od ok. 15 km zacząłem mijać tych którzy wcześniej byli przede mną. Na 19 km, czyli pierwszym punkcie żywieniowym przywitałem się z Tomkiem z redakcji Maratonów Polskich, bardzo szybko uzupełniłem zapasy i dalej w długą. Zostawiłem za sobą kolejnych może 10-15 biegaczy. Było świetnie. Nie chciałem przyspieszać więc w miarę możliwości utrzymywałem to tempo. Parę razy zgubiłem trasę, ale to przez moje gapiostwo, chociaż raz ewidentnie ktoś zerwał taśmy i wrzucił je na pobocze.
20160710_044216Na drugim punkcie żywieniowym też szybkie uzupełnienie wody i już mnie tam nie było. Trzeba przyznać, że wolontariusze na trasie spisywali się świetnie. Sami proponowali, że napełnią mi bukłak. Służyli pomocą i uśmiechali się do biegaczy jak do starych, dobrych przyjaciół.

Trasa świetna malownicza, a ja czułem się jak Powiernik Pierścienia, który bez wytchnienia pędzi, że wykonać swoją misję. Było genialnie, widoki wspaniałe, a trasa niesamowicie malownicza.
W tak błogim nastroju pozostawałem do 37 kilometra. Na podejściu złapał mnie kurcz. Był tak silny, że musiałem się zatrzymać i rozmasowywać obolałe miejsce. Czuję to nawet dzisiaj. Nie spodziewałem się, że takie coś może się zdarzyć przy podchodzeniu pod górkę. Człowiek to się całe życie uczy. Mówię swojej ,,Nózi”, żeby się nie wygłupiała, bo przecież tak świetnie nam szło, ale ona niestety miała inne plany. Teraz musiałem zwolnić. Tempo drastycznie spadało. Chcąc rozwinąć większą prędkość musiałem bardzo uważać albo po prostu zacisnąć zęby. Sielanka się skończyła, ale na ile mogłem to biegłem. Świetne były reakcje innych biegaczy, którzy zatrzymywali się i pytali w czym pomóc. Uwielbiam za to biegi Ultra!

Czytaj dalej →

Powrót w Bieszczady, czyli Bieg Rzeźnika po raz drugi :-)

30 Poniedziałek Maj 2016

Posted by biegajacemalzenstwo in Nasze starty w zawodach

≈ Dodaj komentarz

Tagi

bieg anglosaski, bieg górski, bieg rzeźnika, biustonosz spoprtowy, Cisna, compressport, craft, opaski kompresyjne, ultrabieg, ultramaraton, zegarek garmin fenix3

festiwal biegowy.JPG-3Lubimy ten stan!
Zmęczeni, obolali, ale przeszczęśliwi!
Bieg Rzeźnika w tym roku z lekko zmodyfikowaną trasą nie stracił na wartości i walorach krajoznawczych. Trasa jak zwykle trudna, wymagająca i dająca w kość (a raczej w stawy 😉), ale według nas, ta z Połoniną Caryńską, była trudniejsza.
Przed biegiem plany były ambitne, przygotowania wyszły świetnie nie tylko biegowe, ale i siłowe. To widać nawet po tym, że nie jesteśmy tak obolali i zmęczeni, jak rok temu.

13313710_10206716731658185_1413605400_o

źródło: internet

10
Wystartowaliśmy spokojnie, ale żwawo i konsekwentnie realizowaliśmy nasz plan. Jednak już od trzeciego kilometra Jarek biegł poza komfortem. Było coraz gorzej, jednak połykaliśmy kilometry dosyć szybko. Od wolontariuszy, którzy podawali wszystkim drużynom wyniki, dowiedzieliśmy się, że zajmujemy lepszą pozycję niż w tamtym roku, czyli cały czas szliśmy ostro do przodu.🙂
Trzy tygodnie wcześniej widzieliśmy, że forma rośnie, że jest super, czego potwierdzeniem był udany start na zawodach Olsztyn Biega. Niestety, po tygodniu, Jarka dopadła infekcja z gorączką, bólem gardła. No i cóż, trzeba się było na gwałt leczyć i próbować coś zrobić z organizmem. Udało się zatrzymać infekcję, ale już na treningach czuł, że organizm jest osłabiony. Myśleliśmy, że do Rzeźnika uda się odzyskać formę i że będzie dobrze. Niestety, nie było.
Podczas biegu Jarek czuł się coraz gorzej, w pewnym momencie postanowiliśmy, że zakończymy w Cisnej, bo szkoda zdrowia. Ela natomiast brykała po zbiegach jak kozica, czuła się bardzo dobrze, widać było, że przygotowania do biegu były świetne!
Wpadliśmy na przepak, zjedliśmy zupę, już na czasie nam w ogóle nie zależało i wtedy Jarek podjął decyzję, że fajnie by było ukończyć te zawody i potraktujemy ten bieg krajoznawczo. Mamy na to przecież 16 godzin.
Świetnie było wędrować pograniczem, fajnie się gadało z biegaczami, a widoki genialne. Szliśmy sobie podziwiając okolicę.

2
Po drugim przepaku dołączyliśmy do dwóch biegaczy i z nimi biegliśmy przez długi czas. Zjedzony posiłek na punktach regenerował siły i energia wróciła. Bardzo mocno posiłkowaliśmy się pastylkami z glukozy z magnezem Dextro Energy, które były rozdawane na punktach żywieniowych. Na ostatnich kilometrach już śmigaliśmy, a ostatnie dwa po szosie nawet w tempie 4:15, żeby fajnym akcentem zakończyć bieg.
Było super, świetne doświadczenie i doznania. Spotkaliśmy wiele osób, które znają nas z naszego profilu i artykułów na portalach biegowych. Świetnie się z Wami gadało 🙂.
Przybiegliśmy w czasie 14:19, więc jeszcze trochę sił zebraliśmy, żeby nie tylko iść, ale pobiegać i zdobyć koszulkę finishera, warto było o nią zawalczyć 🙂

liga biegów górskich-4

fot. Liga Biegów Górskich

O słynnym piwie na mecie marzyliśmy całą trasę 😉
Było super i cieszymy się, że możemy razem przeżywać takie chwile 🙂.
Bieg jak zwykle, świetnie zorganizowany, wolontariusze – debeściaki, kibice genialni, to oni sprawiają, że zawody na długo zostają w pamięci i mimo zmęczenia, idąc na ostatnich nogach, podrywasz się nagle do biegu!
Turyści, którzy kibicowali na trasie również byli niesamowici!
Za rok też tu będziemy! Bieg Rzeźnika uzależnia! 😉

Ela: jestem dumna z Jarka, że jednak mimo swoich dolegliwości z organizmem, biegł dzielnie dalej. Ale on taki już jest – nigdy się nie poddaje 🙂

13321275_10206691102217465_1174570397_o

Bardzo dziękujemy Wojtkowi Jegerowi ze Sklep Biegowy Olsztyn, bo bez nich nie byłoby nas na biegu, specjalistom ze Sportslab.pl, czyli Michałowi Złotowskiemu i Szczepanowi Wiecha, za przygotowania i rady wydolnościowe oraz Ryszardowi Szparakowi za wiele cennych rad treningowych, które pozwoliły nam się przygotować do zawodów.
Również dziękujemy firmom, które nas wspierają: SKLEPBIEGOWY.com,Compressport, Garmin, Tri-Fun.pl, Panache Lingerie, Craft, LEKI, Arctica i naszemu partnerowi koszulkowemu Krótki rękawek.

Pobiegnę za Tobą, czyli Biegające Małżeństwo na Rzeźniku

10 Środa Czer 2015

Posted by biegajacemalzenstwo in Nasze starty w zawodach

≈ 4 Komentarze

Tagi

agiz, bieg rzeźnika, bieganie w górach, biegi ultra, Bieszczady, brubeck, camelbakpolska, Cisna, compressport, craftpoland, kijki Leki, Komańcza, maxforma, panachelingerie, panachesport, salco, sochic!, sportimpex, squeezy, suunto, Ustrzyki

IMG_20150604_093139

Na początku była… myśl. Otóż Ela zapragnęła pobiec w Rzeźniczku zachęcona relacjami biegowych blogerów. Dystans 27 kilometrów wydawał się jej jak najbardziej do pokonania, bo przecież nie raz, dwa, a nawet nie 10 robiła już takie „Rzeźniczki”. Kolega Wojtek, który rok wcześniej poznał klimaty górskiego biegania w Bieszczadach widząc Jarka skrzywioną minę, na to, że tylko po 27 ,,kaemów” mamy się tachać pod granicę państwa, stwierdził, iż my dorośliśmy już do większego wyzwania. Mianowicie do Rzeźnika. Decyzja zapadła w ciągu jednej sekundy.
Ela:
Czytając w internecie zeszłoroczne relacje z Biegu Rzeźnika zapragnęłam się tam znaleźć, poczuć to zmęczenie, kilometry w nogach i atmosferę tej imprezy. Bieg ten stał się chyba najbardziej prestiżowym ultra w Polsce.
Jednak nie miałam odwagi porywać się od razu na Rzeźnika, ale gdzieś tam świtało mi w głowie, że w sumie to moglibyśmy dać radę. Trzeba by tylko dobrze przepracować zimę i wiosnę na treningach. Kiedy ustaliliśmy, że się zapisujemy, z niecierpliwością czekaliśmy na wyniki losowania. Jakieś cholerne szczęście nam dopisało i zostaliśmy wylosowani. Skakałam do góry, kiedy się o tym dowiedziałam. Zdaliśmy sobie sprawę z tego już wtedy, że nie ma żartów. IMG_20150604_154716

Jarek:
I tak po długich i mozolnych przygotowaniach biegowo-siłowych  zawitaliśmy w Bieszczady. Obudziliśmy się przed północą. Po spożyciu śniadania, na które składał się ryż z dżemem oraz bułka, razem z Tomkiem i Martą ruszyliśmy ku Komańczy. Koledzy jadący przed nami ufający w nieomylność GPS-a skręcili w boczną drogę, że niby będziemy szybciej i tak o mało nie wylądowaliśmy w rzece. Potem był odwrót i gnanie na łeb, na szyję do Komańczy.  Na szczęście nie spóźniliśmy się, a może jednak na nieszczęście, gdyż pierwsza para tak właśnie miała, a skończyło się to dla nich happy endem.

IMG_20150604_150947

Ela:
Kiedy wreszcie nadszedł ten dzień, w którym stanęłam na starcie Biegu Rzeźnika, nie miałam chwili na celebrowanie tego momentu, a nawet może wzruszyć się (jak na starcie w maratonie w Poznaniu), gdyż nie było na to czasu, bo wpadliśmy na start w ostatniej chwili.

3Jarek:
Stanęliśmy gdzieś tak chyba w połowie całego zgromadzenia. Nagle coś tam strzeliło i tłum ruszył. Zakładaliśmy, że pierwszy kilometr biegniemy wolno w tempie 6:00. No cóż… Nie można było szybciej, bo wyszło ok. 7:30. Potem zaczęło się trochę przerzedzać, masa ludzka przyspieszała, a my razem z nią, pilnując jednak zakładanego tempa.

Ela:
Ustaliliśmy na początku, że Jarek biegnie pierwszy, ja podążam za nim. Dosyć trudno się biegło w tłumie, w lekkich ciemnościach rozświetlonych tylko latarkami biegaczy. Np. w pewnym momencie na samym środku drogi znalazł się sterczący na 1,5 m konar, trzeba było bardzo uważać na takie niespodzianki.

andrzej szczot-3

fot. Andrzej Szczot

Euforia pierwszych kilometrów sprawiła, że nie czułam się zmęczona. Biegło nam się lekko, nawet pod górki. Przeskakiwałam przez potoczki, nieraz wpadłam w wodę, ale zupełnie mi to nie przeszkadzało. Dziwiłam się tylko, że biegacze ustawiają się w kolejce do jakiejś cienkiej kładki, żeby przejść przez błotko, zamiast po prostu przez nie przeskoczyć.

Jarek:
Od początku planowaliśmy, że pijemy co dwa kilometry lub częściej, a jemy co cztery. Potem było to już częściej, ze względu na coraz wolniejsze tempo. Jedliśmy banany (również suszone), żele oraz batony Squeezy. Na ok. 12 kilometrze mam pierwszy delikatny kryzys, ale wiem, że to tylko takie straszenie organizmu. Po chwili już jest wszystko w porządku. Ludzie się zatrzymują przed wzniesieniami, a ja chcę biec. Wymijam kilku, a kiedy Ela mnie dogania, opowiada mi, że komentują moje „wyczyny”. Po prostu znam swój organizm, szkoda mi czasu. Po kilku kilometrach zaczynam rozumieć taktykę jaką obrali, gdy zbiegi pokonują w tempie „strusia pędziwiatra”. Na początku myślałem, że to nierozsądne z ich strony, ale teraz „kumam czaczę”. To niezła nauka.
Ela:
Przy pierwszym pomiarze czasu, na Żebraku było kilkunastu kibiców (że też chciało im się o 5 rano tu przyjść) dopingowali nas i robili zdjęcia.

rafal sadowski-2

fot. Rafał Sadowski

Jarek: Zauważam kolegę z „Biegam Bo Muszę w Kielcach”. Machamy do siebie, a on z podziwem na nas patrzy. Czeka tu na dwie dziewczyny ze swojego klubu. Potem ktoś woła do mnie: Cześć Jarek! Patrzę i nie poznaję człowieka. „Maratony Polskie” – mówi i się przedstawia. Okazuje się, że to redaktor z portalu. Pisaliśmy tam z Elą felietony. Przybijamy piątkę i mkniemy dalej.

Ela:
 Pierwszy przepak. Te 32 kilometry zleciały bardzo szybko. Przed Cisną długo zastanawialiśmy się, czy rzeczywiście wziąć kijki. W sumie biegło nam się dobrze, więc pomyśleliśmy, że po co się obciążać dodatkowym balastem. Jednak uzgodniliśmy, że je weźmiemy, a najwyżej na następnym przepaku oddamy.

jc1

fot. Julita Chudko

Jarek był kapitanem naszej drużyny. Prowadził świetnie, motywował. Pilnował, żebym jadła, przypominał o piciu. Okazał się twardym zawodnikiem. Do Cisnej wbiegaliśmy na pełnych obrotach, przy świetnym dopingu kibiców. Na przepaku nie zmarudziliśmy długo, może 3-4 minuty. Mieliśmy ustalone, że ja napełniam camelbaki, a Jarek leci po kijki i inne niezbędne nam rzeczy, które zostawiliśmy na przepakach. Szybko więc ruszyliśmy dalej. Mieliśmy bardzo dobry czas, nie byliśmy zmęczeni. Widzieliśmy, że wszystko idzie zgodnie z planem, a nawet lepiej.
Jarek:
Szybko odbieramy nasze rzeczy. Wypijam łyk coli, którą sobie tu przygotowaliśmy. Teraz wiem, że to był mój błąd, ale o tym później. Oddajemy do połowy pełną puszkę jakimś biegaczom, którzy siedzą przebierając się. Zostawiamy Cisną i gnamy dalej. Przed nami po chwili ostre zejście znane mi z filmików, których mnóstwo oglądałem w ostatnich dniach przed startem.

rafal sadowski-3

fot. Rafał Sadowski

Ela:
Okazało się, że kijki Leki to był wspaniały pomysł! Kiedy wybiegaliśmy z Cisnej od razu pod górę, pomyślałam o tym jak Agnieszka Rogulska – Słomińska uczyła nas korzystania z kijków na podbiegach. Byłam jej wdzięczna za to, bo „badyle” bardzo pomagały mi na wszystkich podbiegach i podejściach. Są bardzo lekkie, wcale nie odczuwałam w rękach ich ciężaru.

Jarek:
Mówią, że Rzeźnik zaczyna się po 56 km. Według mnie, to nieprawda. Kiedy zostawiliśmy Cisną po bodajże kilometrze zaczęło się chyba 3 kilometrowe podejście. Nikt z blogerów i tych którzy opisują Bieg Rzeźnika nie mówi o podejściach, tylko o podbiegach. Kurza twarz, nigdy nie trenowałem na 3 km podbiegu!!! To po prostu trzeba przeżyć. Tempo coraz bardziej spada, ale siły jeszcze są. Ustalamy, że na stromych podbiegach (kurde podejściach!) idziemy, a zbiegi pokonujemy jak najszybciej. Po kilku kilometrach odczuwam silny ból w okolicy nerek. Gdy zbiegam boli jak diabli. Biorę tabletkę przeciwbólową. Pytam sam siebie: czy to już koniec? Czy moja słabość z tamtego roku znów mnie dopadła? Czy to juz koniec mojego biegu? Mówię mantrę, powtarzam, że jest dobrze. Staram się zapomnieć. Puszczam Elę przodem i podążam za nią.

lHPAc3lnZbyPtQmSgTJBAqqnLq1mxd5iwBeguseDz84

fot. Julita Chudko

Ela:
Na 50 kilometrze poczułam lekki ból stopy, zbiegi stawały się dla mnie coraz bardziej trudne. Kryzys nastąpił przed Smerekiem, na długim zbiegu. Staw skokowy już mi bardzo dokuczał, poza tym zaczęłam czuć obtarcie w drugiej stopie. Miałam nagle jakiś spadek energii. Przed nami właśnie była piękna asfaltowa droga, zjadłam batona i żel. Po chwili już biegliśmy wyprzedzając sporo osób.

6FSbHbtOSmpfQFVgTM2h0hPGjEq7SMwfZ17P6JIxPI4

fot. Julita Chudko

Jarek:
Czuję, że Ela słabnie. Czasami mówię, żeby nadawała tempo gdy widzę, że nie wytrzymuje mojego. Potem ja wychodzę na prowadzenia, a ona stara się to wytrzymać. Patrzę na nią i proszę, żeby się do mnie uśmiechnęła. Robi to i wokół cały świat się rozpromienia. Proponuję, żebyśmy przyspieszyli, bo możemy tu nadrobić sporo czasu. Po bólu w okolicach nerek nie ma śladu. Czuje się świetnie. Przyspieszamy do 5:30 na km. Jest gorąco. Co chwila popijam izo z camelbaka. Jest świetnie. Ela po zjedzeniu batona pięknie trzyma tempo. Wyprzedzamy jakiegoś biegacza, który prosi mnie o wyjecie z jego plecaka batona. Bez zatrzymania pomagam mu i dziękuję, gdy chce nas poczęstować. Z naprzeciwka jedzie Dyrektor biegu w dżipie. Uśmiecha się do nas i mówi: Brawo!

 

rafal sadowski

fot. Rafał Sadowski

Ela:
Wpadliśmy na przepak w Smereku, uzupełnienie płynów w plecaku (tym razem tylko woda, gdyż skręcało mi żołądek po izotoniku, który wcześniej wzięłam z przepaka), łyk coli, gryz pomarańczy, schłodzenie łydek i stawu skokowego i możemy biec dalej.

 

Jarek:

11231986_481323382032113_855774754_o

fot. Ania Janowska

Znów popijam colę jeszcze nie kojarząc, że wcześniejszy ból, to jej sprawka. Zamulamy około 8 minut, bo Ela musi sobie schłodzić bolące łydki. Mnie naparzają „czwórki”, co jest winą ostrych zbiegów. Jednak olewam to. Wydolność jest, siła jest, więc nie marudzimy więcej i ostro do przodu. Patrzę na zegarek. Pozostało ok. 21 km, a żeby mieć 10 godzin z przodu mamy 3 h i 40 minut. Jestem dumny z Eli i z siebie też. Myślę, że spokojnie damy radę. Zaczynamy podejście i tu spotykam ultrasa, który już 10 raz jest na szlaku Rzeźnika. To pan Adam Bąk. Gadamy chwilę, a on przygotowuje mnie na Caryńską. Po pierwszym kilometrze widzę, że z nogą Eli jest coraz gorzej, a my nie mamy już tabletek przeciwbólowych.

Ela:
Nasi kibice czekali  przy schronisku Chatka Puchatka. Niesamowite wrażenie jest, kiedy biegnie się na ogromnym zmęczeniu, a tu z daleka widać grupę 15 osób, które wrzeszczą nasze imiona, skaczą, machają, a to wszystko, żeby nas dopingować. Dziękujemy im za to.

1

fot. Ania Mańkowska

11422718_10204707180944656_2112293733_n

fot. Ania Mańkowska

11350323_10204707180544646_1363198513_n

fot. Ania Mańkowska

Zatrzymaliśmy się na chwilkę, zrobiliśmy zdjęcia z kibicami i ruszyliśmy dalej. Kolejny bolesny dla mnie zbieg. Noga dokucza coraz bardziej. Zatrzymujemy się, żeby nakleić plastry na moją obtarta stopę. Wymija nas sporo biegaczy. Podbiegają do nas chłopaki, którzy mówią: co jest? tak ładnie nas mijaliście, a teraz zwolniliście, cos się stało? Po chwili dają mi tabletkę przeciwbólową.
Jarek:
Znów pojawia się ból w nerkach. Zagryzam wargę i staram się przetrzymać. Klepię mantrę. Na szczęście nie ma ostrych zbiegów, więc na długim podejściu nie męczę się i nie odczuwam za bardzo udręki. Idziemy wolno, zbiegamy tak samo, bo Ela cierpi.  Czas coraz szybciej mija. Już wiem, że nie damy rady zrobić 10 z przodu, a nawet o 11 będzie trudno. Kiedy siadamy, żeby zakleić Eli stopę, tracimy kolejne minuty. Dziewczyny, które wyprzedziliśmy kilka kilometrów wcześniej, mijają nas i patrząc na Elę pytają czy wezwać pomoc. Zachowania biegaczy są wyśmienite. Chłopaki z Bydgoszczy ratują Elę tabletką przeciwbólową. Ruszamy powoli. Pytam: jak jest? Idziemy do końca? A na jaki czas mamy szansę? – teraz ona zadaje mi pytanie. Patrzę jak ledwo idzie i nie wiem co odpowiedzieć.

11296413_481323195365465_1722218880_o

fot. Ania Janowska

Ela:
Wiedziałam, że jak na debiutantów mamy niezły czas. Jarek pytał czy dam radę, powiedziałam, że nie ma bata, zrobimy tę 12-tkę z przodu :-). Popatrzył na mnie poważnie i uśmiechnął się. Wiem, że gdybym marudziła, to już by mnie nie poganiał. Jest lepiej, ból z lekka minął. Mogę zbiegać, ale już czuję bolesność „czwórek” i „dwójek” i spore zmęczenie. Jarek dopinguje mnie, ja biegnę za nim.  Nie chcę, żeby udzielił mu się mój nastrój „zmęczeniowy” Nie chcę, żeby odpuszczał…
Jeszcze „tylko” pokonać Połoninę Caryńską. Ktoś z tyłu mówi, że teraz to będzie „noga za nogą”. Kiedy na Berehach powiedziano nam, że jeszcze 10 km do końca ucieszyłam się bardzo, eh co tam, jakieś 1,5 godziny i będzie meta! Jak bardzo się myliłam! Strome, ciężkie podejście, kijki bardzo, ale to bardzo pomagają, wszyscy idą powoli. Mijają nas turyści… Teraz ja idę pierwsza. Nigdy nie myślałam, że będę wolała podbiegi bardziej niż zbiegi…

11347647_481323375365447_2059569485_o

fot. Ania Janowska

Jarek:
Opieram się na kijkach i dyszę. Nawet w ostatnim starcie na dychę tak nie „parowozowałem”. Wyprzedza mnie jakaś puszysta turystka. A niech to szlag trafi ten szlak! Ech, Caryńska… Gdzieś na 40 kilometrze mówiłem sobie w duchu, że już tu nie przyjadę. Teraz kiedy ślimaczę się po tej połoninie mam ochotę tu wrócić i skopać jej to zielone d…! Wiem, że Ela myśli podobnie. Patrzę w górę i nie mam ochoty iść dalej. Opuszczam głowę i powoli posuwam się naprzód. W połowie kończy mi się woda w bukłaku. Do tej pory starczała idealnie, a tu na ok. 5 kilometrach wypiłem wszystko. Po raz pierwszy od uzupełnienia zapasów na postoju nerki mnie nie bolą. Już wiem, że to wina coli. I tu jest doświadczenie życiowe. Nigdy nie słuchaj „mądrali” i wszystkowiedzących biegaczy, żeby coś wypróbować podczas startu. Zrób to na treningu! Oczywiście mówię to sam do siebie. Każdy ma wolną wolę :-).

rafal sadowski-5

fot. Rafał Sadowski

Ela:
Kiedy wydawałoby się, że szczyt jest już tuż, tuż, okazuje się, że to dopiero połowa. Trzeba iść dalej pod górę.. Świeci słońce, jest gorąco, ale wieje chłodny wiatr. Caryńska daje w kość, nie tylko nam. Zmęczeni biegacze mijają turystów, którzy schodzą z drogi, biją brawo, kibicują. Mnóstwo razy spotkałam się z okrzykiem „kobiety górą” :-). Końcowy zbieg ok. 3 km dał mi popalić. Bolące mięśnie blokowały ruchy, ale cały czas myśl w głowie: uda się! I żeby nie odpuszczać.

10494802_10204589169350457_54417722082674901_n

Jarek:
Na 1,5 km przed końcem Ela znów cierpi. Teraz kończę z asertywnością 😉 i stanowczo mówię, że nie ma co świrować, tylko trzeba to jak najszybciej skończyć. Radzę, żeby biegła swoim tempem ile może. Strome, drewniane schody pokonujemy ostrożnie. Ci co nas mijają przeskakują jak kozice. Teraz wiem co należy ćwiczyć na rewanż! Bo to, że nastąpi, to w tym momencie jestem już pewien.

andrzej sz-1

Fot. Andrzej Szczot

Ela:
Tak naprawdę przez te ok. 80 km myślałam też, że to mój pierwszy i ostatni raz w górach. Na filmikach nie widziałam takich ciężkich podbiegów, znaczy podejść 🙂 Widoki? Owszem są piękne, ale nie było czasu ich podziwiać.

„To już meta, to już meta – w sercu radość, w ręku medal!” – słowa tej piosenki Wiewiórki brzmią mi do dziś w głowie. Jakże wymowne i prawdziwe. Kiedy słyszeliśmy z daleka okrzyki z mety, to jest to wrażenie nie do opisania! Ogromna euforia, biegnie się z radością, nieważne są bóle mięśni, gdy wiesz, że to już blisko…  Biegniemy szybko, Jarek potknął się jeszcze o jakiś korzeń, jednak szybko wstaje, każe mi biec, a zaraz dogania mnie.

 

Jarek: To był mostek. Potykam się o jakiś jego wystający fragment, potem przekulguję bokiem, jak uczyli mnie instruktorzy karate :-). Wstaję i widzę obdrapane do krwi kolano. Nareszcie! Cały bieg na to pracowałem, by start w Rzeźniku był „rzeźnią” i pozostawił mi namacalną pamiątkę ;-). Na 13 km myślałem, że złamałem palec, bo stanąłem na śliskim kamieniu w szarówce budzącego się do życia dnia. Potem kilka razy o mało się nie przewróciłem potykając o korzenie. Nawet kijek podkładałem sobie pod nogi, ale tylko raz prawie się udało.  Oczywiście przed wypróbowaniem metody na taką „pamiątkę”… skonsultuj się z lekarzem lub farmaceutą ;-).

andzrej szczot-2

fot. Andrzej Szczot

Ela: Trzymamy się za ręce, słychać okrzyki kibiców. Mijamy metę, nie powstrzymuję łez wzruszenia. Zrobiliśmy to! Nigdy, przenigdy nie piłam piwa tak łapczywie jak na mecie Biegu Rzeźnika :-).

Za kilkadziesiąt minut rozmawiamy już o tym, że w przyszłym roku policzymy się z Caryńską…

Cały trud tego biegu, to co razem przeżyliśmy na trasie, porozumienie bez słów, nieraz mój uśmiech przez łzy,  Jarka nieodpuszczanie powoduje, że chcemy tu wrócić za rok. Cóż, to co mówiłam sobie na trasie biegu o tym ostatnim razie to jakieś majaki były chyba …

Jarek: Wszystko poszło genialnie. To co sobie zaplanowaliśmy niesamowicie wypaliło. Przede wszystkim nasz wzajemny stosunek do siebie. Jeszcze bardziej się lubimy! Na treningach nie tylko chodziło nam o to, żeby sprawdzić się i trenować fizycznie, ale przede wszystkim mentalnie. Szczera rozmowa ze spojrzeniem sobie prosto w oczy, wzajemne wyrażenie potrzeb i oczekiwań dało znakomity efekt.

1972277_658096367625389_2104055178984542279_n

fot. Marta Erwin i Witek Przybylski

Podczas biegu nie było między nami zgrzytów. Idealnie współpracowaliśmy, było wsparcie, przełamanie zwątpienia, pokonanie słabości i wreszcie bólu. Kilka dni przed biegiem rozmawiałem z dyrektorem Rzeźnika i on słysząc że jesteśmy małżeństwem mówił, że wiele par rozstaje się po wszystkim. No cóż… pozostawiam to bez komentarza.

13

My z Jegermajster Team – kolegami z Olsztyna

Wszystko zagrało jak sobie zaplanowaliśmy: jedzenie, picie, kijki, ubranie, współpraca, można tak wymieniać jeszcze długo.

19

Rzeźnicy i Rzeźniczki – ekipa z warmińsko mazurskiego wymiata 🙂

DSC00348

Wynik świetny: 

czas: 12:24:35

miejsce mix: 20/131

miejsce open: 176/690.

Jesteśmy ultrasami!!!

IMG_20150607_234131

W przygotowaniach do Biegu Rzeźnika 2015 oraz podczas biegu wspierali nas:

MaxForma – Camelbak Polska (plecaki, nerki z pasem),
Compressport Polska (skarpety kompresyjne, rękawki),
Craft-Poland (spodenki, koszulki startowe, skarpetki),
Leki Polska (kijki trekkingowe),
Panachesport (biustonosz do biegania dla Eli),
Salco Sport (sól do kąpieli regeneracyjnej),
Squeezy (żele, batony energetyczne),
Suunto Polska (zegarek Suunto Ambit Run3),
AGIZ Biuro Turystyki Aktywnej (nauka biegania z kijkami).

Dziękujemy!

wyniki

 

 

 

 

Pierwszy start w sezonie – Bieg Walentynkowy

18 Sobota Kwi 2015

Posted by biegajacemalzenstwo in Nasze starty w zawodach

≈ Dodaj komentarz

Tagi

bieg walentynkowy, biegające małżenstwo, compressport, compressport headband, giżycko, klasyfikacja par, opaska na głowę Compressport ON/OFF Headband, łękuk mały

10959520_845465482179702_4565287194427162766_n14 lutego 2015 r .
Wzięliśmy udział w Biegu z okazji Walentynek „Zakochani w Biegu” w Łękuku Małym k. Giżycka.
Kobiety miały do pokonania 5 km, a mężczyźni 10 km.
W klasyfikacji par zajęliśmy 7 miejsce na 18 par.
Jako małżeństwo byliśmy pierwsi, jednak nagród za to nie przyznano – szkoda 🙂

11007731_845465095513074_7227543401995356687_n

10999105_845465108846406_1345023475973302170_nEla zajęła 3 miejsce wśród kobiet poprawiając swoją życiówkę na tym dystansie. Było bardzo cieplutko, więc zdecydowaliśmy się pobiec bez czapek tylko w nowych opaskach od Compressport Polska, które sprawdziły się znakomicie.Nie było zimno w uszy, jednocześnie świetnie odprowadzały pot. Materiał, z jakiego są wykonane jest przewiewny, a jednocześnie jest odpowiedni na chłodniejsze dni. Jeśli czapka na zawodach zbyt przeszkadza, to opaski na głowę Compressport On/Off Headband są świetnym wyborem. My się bardzo z nimi polubiliśmy.  Taka mala rzecz, a cieszy 🙂

10984085_845464455513138_5201859291434054575_n
Trasa nie należała do lekkich: crossowa, po śniegu z długim podbiegiem i błotem. Jednak wszystkie niedogodności wynagradzała świetna atmosfera zawodów.   Medale w kształcie serduszek to po prostu wypas.

1604820_845465522179698_4507912046567573194_n

Jeszcze takich nie mamy. Poza tym, każda zawodniczka na mecie otrzymywała czerwoną różę. Bardzo miły akcent.

10996103_845465055513078_5299989243500842972_n

 

 

 

 

 

 

fot. G. Zieliński i archiwum własne

Skarpety kompresyjne – ulga dla nóg długodystansowca

22 Środa Paźdź 2014

Posted by biegajacemalzenstwo in Odzież

≈ Dodaj komentarz

Tagi

3ddots, compressport, dots, kompresja, maraton, skarpety

DSC07866Ela
Po raz pierwszy skarpety Compressport Fullsocks V2 założyłam na trening interwałowy. Moje łydki są dość mocno umięśnione, więc może dlatego zawsze po szybkim lub długim biegu odczuwałam ból w tych okolicach. Trochę obawiałam się, czy łydka będzie dobrze pracować w takiej skarpecie, czy ściśnięte mięśnie nie będą bolały i czy nie będzie skurczów. Efekt?

Czytaj dalej →

Kategorie

  • Ciekawi ludzie na naszej ścieżce biegowej
  • Jesteśmy Ambasadorami
  • Nasze starty w zawodach
  • O nas w mediach ;-)
  • Odzież
  • Pożywienie, przepisy, suplementacja
  • Psychika
  • Sprzęt
  • Testy
  • Trening
  • Wokół biegania
  • Wydarzenia
  • Zdrowie

Biegające Małżeństwo

Biegające Małżeństwo

Odwiedź nas na Instagramie

Biegowe świrki wybrały się dziś do Jastrzębiej na cudowny zachód słońca ☀️

Statystyki bloga

  • 45 504 hits

Blog na WordPress.com.

Prywatność i pliki cookies: Ta witryna wykorzystuje pliki cookies. Kontynuując przeglądanie tej witryny, zgadzasz się na ich użycie. Aby dowiedzieć się więcej, a także jak kontrolować pliki cookies, przejdź na tą stronę: Polityka cookies
  • Obserwuj Obserwujesz
    • Biegające Małżeństwo
    • Already have a WordPress.com account? Log in now.
    • Biegające Małżeństwo
    • Dostosuj
    • Obserwuj Obserwujesz
    • Zarejestruj się
    • Zaloguj się
    • Zgłoś nieodpowiednią treść
    • Zobacz witrynę w Czytniku
    • Zarządzaj subskrypcjami
    • Zwiń ten panel
 

Ładowanie komentarzy...