• Strona główna
  • O nas
  • Osiągnięcia
    • Indywidualne osiągnięcia
    • Nasze rekordy życiowe
  • Kontakt

Biegające Małżeństwo

~ Blog o bieganiu we dwoje

Biegające Małżeństwo

Tag Archives: wejherowo

Tricity Trail czyli bieganie w górach nad morzem – relacja Eli

13 Wtorek Lip 2021

Posted by biegajacemalzenstwo in Nasze starty w zawodach

≈ Dodaj komentarz

Tagi

assports, biegi ultra, city trail, topoathletic, tricity, tricitytrail, ultrabieg, wejherowo, zbychowo

TriCity Trail edycja 2021 – dystans ultra czyli ok. 83 km. Bieg ultra w Trójmiejskim Parku Krajobrazowym.

Start biegu w Gdańsku, meta w Wejherowie, 10 lipca 2021 r.
Zapisałam się na spontanie, choć sam bieg był już dobrze przemyślany i zaplanowany, oczywiście z pomocą mojego osobistego trenera Jarka ❤️.
Pięć lat temu brałam udział w tej imprezie, również na dystansie ultra i bardzo mi się tam podobało. Najbardziej urzekły mnie malownicze, łagodne i długie zbiegi w kształcie serpentynek. Pamiętam, że było to jedno z najbardziej radosnych dla mnie ultra. Być może tym razem też takie będzie – pomyślałam klikając w „zapisz się na bieg”…   

Stojąc na linii startu byłam skupiona, wiedziałam jak mam biec i jaki mam cel. Czułam lekki stres, ale jednocześnie radość startu w ultra, gdzie wszystko może się wydarzyć i gdzie mogę się zupełnie rzucić w ten dystans 🙂 Taki długi bieg, to tak naprawdę są zawody w jedzeniu i piciu oraz odpowiednim zaplanowaniu tempa. Tempa, na jakie nasz organizm jest aktualnie gotowy. Kilka wskazówek od Jarka, parę fotek, całus na drogę i wystartowaliśmy.

Od początku biegłam na lekkim luzie, podziwiając piękną trasę. Zaczęłam bardzo wolnym tempem, zgodnie z planem, kumulując energię na dalsze kilometry. Nie pomagał fakt, że od razu było z górki i nogi same niosły, czasem trochę za szybko.
Pogoda była świetna i chociaż duża wilgotność powietrza dawała się we znaki, cieszyłam się z tego, że słońce schowało się za chmurami i wiał wiatr, szczególnie na szczytach górek. Uwielbiam biegać z muzyką, więc ona nadawała mi rytm, a nogi same niosły. Priorytetem na takim biegu jest odpowiednie dostarczanie sobie kalorii i nawadnianie od samego początku. Podczas przygotowań mocno na to zwracałam uwagę. Jadłam i piłam więc co kilometr, dzięki temu żołądek mógł się powoli przyzwyczaić do tego, a ciało miało energię. Taka strategia sprawdziła się na naszych wspólnych (moich i Jarka) wielu biegach ultra. Jadłam żele energetyczne, popijając wodą. Zabrałam ze sobą trzy półlitrowe softflaski (zwykle wystarczają mi dwa, jednak ze względu na upały miałam jeden w zanadrzu).
Gdy dobiegłam do pierwszego punktu żywieniowego, dowiedziałam się, że jestem czwarta wśród kobiet. Lekko się zdziwiłam, gdyż naprawdę początek mój był dość wolny i myślałam, że sporo dziewczyn mnie wyprzedziło. Nawet jeden zawodnik mijając mnie na początku stwierdził, że robię „spacerek” (hehe, zobaczymy na mecie ;-)) Zwykle punkty z jedzeniem ogarniam dość szybko, ale gdy dowiedziałam się o tym, iż jestem czwarta, chwyciłam wafel z masłem orzechowym, kilka daktyli wrzuciłam do kieszeni plecaka, uzupełniłam flask w izotonik i jazda dalej. Jeden z  biegaczy nawet krzyknął do drugiego: „patrz, tak się wychodzi z punktu!”. Wybiegłam żując wafel i zapijając colą. Nie było czasu na marudzenie. Mój cel na teraz: dogonić trzecią kobietę. Jednak cały czas, konsekwentnie utrzymywałam swoje tempo wiedząc jak jeszcze długi jest dystans przede mną. Biegło mi się bardzo komfortowo.
Trasa była świetnie oznaczona, jednak w pewnym momencie zamyśliłam się i pobiegłam prosto zamiast skręcić w lewo pod górę, na szczęście dość szybko się zorientowałam, że nie widzę oznaczeń w postaci czerwonych taśm i zawróciłam. Od tego momentu często patrzyłam na mapę w zegarku.
         Kilka dni wcześniej mocno padał deszcz i w lesie było sporo błota. Nawet w jednym momencie, w tunelu, którym musieliśmy przebiec pod obwodnicą znajdowało się tyle wody, że suchą stopą nie dałoby się tego przejść. Chyba, że za pomocą wspinania się na ogrodzenie (wybrałam tę opcję). Takie jest ultra – szybkość podejmowania decyzji tu ma duże znaczenie.
         Gdy wbiegałam na drugi punkt żywieniowy, zobaczyłam z daleka Jarka i Krystiana, którzy przyjechali mi kibicować. Fajnie było ich tam spotkać. Wówczas byłam druga wśród kobiet, więc: arbuz i słony precel w dłoń, uzupełniłam picie i lecę dalej. Mijam na trasie wielu znajomych, mówią mi: Ela donieś te 2 miejsce do mety, trzymamy kciuki! To było bardzo miłe. Wiec starałam się „nieść” to 2 miejsce najlepiej jak umiałam. Nagle znienacka na drodze „wyrosła” rzeczka – chciałam przemknąć po kamieniach, ale jeden z nich niespodziewanie się osunął i jedna stopa wpadła mi do wody. Nóżka przemoczona, ale szybko wyschnie, pomyślałam. Jednak później, na mecie, okazało się, że właśnie na tej stopie zrobił mi się mega pęcherz, który dokuczał przez większość dystansu.
         Ogromnie lubię na Tricity Trail te serpentynki zbiegowe. Malowniczo się wiją odsłaniając piękno Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego. Niektóre górki były mocne, ale podejścia nie sprawiały mi problemów. Szłam szybko i czułam siłę.
         Z radością rozpoznawałam znajome szlaki, po których biegłam 5 lat temu. Zupełnie jednak nie pamiętałam ścieżki edukacyjnej w Marszewie – są tam domki i wiaty umiejscowione na górkach. Biegło się tu po podestach ułożonych w lesie. Stali tam kibice, którzy bili brawo i wskazywali gdzie zbiec, bo taśmy były akurat mało widoczne.
         W miejscowości Głodówko przy przejściu przez ulicę wolontariusz chwilkę biegnie ze mną i mówi, że mam super wynik, bo nie tylko jestem 2 kobietą, ale 25 w open. Podziękowałam mu za wieści, uśmiechnęłam się i poleciałam dalej.
Czułam się świetnie, biegłam słuchając ulubionych bitów, i już zaczęłam wyczekiwać punktu żywieniowego na 55,5 km, bo od tego momentu mieli mi towarzyszyć Jarek z Krystianem. Jadąc tam samochodem, GPS poprowadził ich jakimiś kocimi łbami, spóźnili się i nie zastali mnie. Zdecydowali jednak, że wybiegną w moją stronę z innego miejsca i spotkamy się na ok. 60 kilometrze. Na punkcie ekspresowo uzupełniłam picie, bułka i kabanos (tłuszcze) w rękę i potruchtałam dalej.
Bardzo się ucieszyłam widząc Jarka i Krystiana, bo powoli zaczynałam już odczuwać znużenie, a pogaduchy zawsze pomagają. W sumie to oni głównie nawijali, gdyż ja nie chciałam tracić energii.
         Swoją drogą, to świetny pomysł organizatora, że pozwolił na wsparcie mentalne (czyli biegnie się obok zawodnika i można go motywować, ale nie wolno oferować pomocy fizycznej,czyli podawać jedzenia i picia, nieść plecaka, itp.). Jarek lekko i niezauważalnie dla mnie podkręcał tempo biegu, motywował i wspierał. Ma na mnie swoje sposoby. Gdy szłam, on był z przodu i zerkał na mnie, po chwili zaczynał delikatnie truchtać i w dziwny sposób uruchamiała się taka mentalna linka między nami, na której mnie „ciągnął” i poddając się temu, ja też biegłam (sprawdzone nie raz na Rzeźniku :-)).
Nagle przed nami wyrosła góra – poważnie nachylona i wysoka, a wzdłuż niej lina – jaki to był super pomysł, że można się było po niej wspiąć! Zwłaszcza, że tam już zaczęłam odczuwać lekkie zmęczenie. Jednak zawsze po podejściu jest zbieg, wiec ciśniemy dalej. Byle do Zbychowa! To nasze tereny, po których często biegamy. Poza tym, stamtąd już będzie z górki.
Dobiegliśmy do punktu żywieniowego, szybkie izo plus arbuzy i jazda do mety.Zmęczenie jest coraz większe i niestety, przemoczone wcześniej stopy mocno już dają się we znaki, czuję ten ból, jednak staram się o tym nie myśleć. Byle jak najszybciej do mety! Niczym mantrę słyszę Jarka głos: „jedz, pij i do przodu!” i tak do Wejherowa. Wiem, że chłopaki oglądają się często, czy mnie nie dogania dziewczyna z trzeciego miejsca. Cisną ze mną i napierają. Ostatnie kilometry ciągną się jednak…

Wreszcie zaczynam słyszeć odgłosy spikera zawodów. Widzę już znajome ścieżki w parku. Jarek się ogląda, chyba po raz ostatni. Kątem oka dostrzegam jak się uśmiecha.
– Zrobiłaś to! – Śmieje się.
Razem to zrobiliśmy, myślę. Przed biegiem mocno się obawiałam, czy moja forma, a raczej jej brak, pozwoli mi w ogóle stanąć na podium, a tu taki wynik…
Mijamy biegacza z dystansu maratońskiego, który widząc, jak przyspieszamy rzucił tylko: – ,,dobra, biegnę z wami”. Po kilkunastu metrach został w tyle. Ostatni podbieg, zakręt, już widać metę. Słyszę okrzyki: ”brawo Ela!” Chwytamy się z Jarkiem za ręce. Jest w euforii, coś tam wrzeszczy, pokazuje na mnie, a ja się cieszę. Że to już koniec, że „dowiozłam” świetne miejsce, że znów mogłam poczuć magię tego biegu. 
Oprócz 2 miejsca wśród kobiet byłam 22 w open.  
Cieszę się bardzo, dziękuję za gratulacje na mecie wszystkim moim znajomym. A mojemu ukochanemu Jarkowi za misję, jakiej się podjął prowadząc mnie do mety  , choć ze mną, zwłaszcza już zmęczoną nie jest łatwo 

Było niesamowicie, długo będę ten bieg wspominać. Te zawody mają swój klimat – sceneria TPK jest magiczna. Pod względem organizacyjnym wszystko było zapięte na ostatni guzik (a jak nie było, nic o tym nie wiem) – widać, że bieg robią ultrasi. Punkty żywieniowe wypaśne i super ogarnięte. To po prostu fajna impreza na biegowej mapie Polski. Na pewno jestem tu za rok. 
A teraz regeneracja: basen (mam rzut beretem więc grzech nie skorzystać), kąpiele w morzu, urlop, jednym słowem – roztrenowanie.
To był mój 16 bieg ultra… 

Czas: 9h 26 min.

Fot. Fotografia Piotr Oleszak, Krystian oraz własne.

Biegłam w butach Topoathletic (MTN Racer), skarpetach Zamst, bieliźnie Panachesport, a jako sportowiec cały czas wspomagam mój organizm probiotykami Joyday – Living Food, a regeneruję się w kąpielach solankowych Salco.

Dziękuję za wsparcie 🙂

Fantastyczne ultra w Trójmiejskim Parku Krajobrazowym

11 Poniedziałek Lip 2016

Posted by biegajacemalzenstwo in Nasze starty w zawodach

≈ Dodaj komentarz

Tagi

80 km, city trail, compressport, gdańsk, nike wildhorse3, panachesport, trójmiejski park krajobrazowy, tricity, tricitytrail, ultrabieg, wejherowo

Uff! Ciężko było nam się zabrać za napisanie relacji z 80-kilometrowego biegu TriCity Trail. Chcieliśmy tylko odpoczywać, a że słusznie nam się to należało, o tym jest ta historia :-).

20160710_044853

20160710_044133
Świetnie spędziliśmy czas w Wejherowie. Ugościła nas Natalia i to również dzięki niej w niedzielny poranek dotarliśmy do Gdańska na start biegu.
Z Elą daliśmy sobie całusa, bo wiedzieliśmy, że razem to biec nie będziemy i… hajda!
Jarek:
Na początku miałem biec w spokojnym tempie ok. 6 minut na kilometr i plan ten realizowałem. Wielu biegaczy ruszyło mocniej, wyprzedzali mnie, a ja się nie podpalałem. Na podejściach byli tylko zdziwieni, bo albo biegłem albo bardzo szybko ich mijałem. Czułem się świetnie. Już od ok. 15 km zacząłem mijać tych którzy wcześniej byli przede mną. Na 19 km, czyli pierwszym punkcie żywieniowym przywitałem się z Tomkiem z redakcji Maratonów Polskich, bardzo szybko uzupełniłem zapasy i dalej w długą. Zostawiłem za sobą kolejnych może 10-15 biegaczy. Było świetnie. Nie chciałem przyspieszać więc w miarę możliwości utrzymywałem to tempo. Parę razy zgubiłem trasę, ale to przez moje gapiostwo, chociaż raz ewidentnie ktoś zerwał taśmy i wrzucił je na pobocze.
20160710_044216Na drugim punkcie żywieniowym też szybkie uzupełnienie wody i już mnie tam nie było. Trzeba przyznać, że wolontariusze na trasie spisywali się świetnie. Sami proponowali, że napełnią mi bukłak. Służyli pomocą i uśmiechali się do biegaczy jak do starych, dobrych przyjaciół.

Trasa świetna malownicza, a ja czułem się jak Powiernik Pierścienia, który bez wytchnienia pędzi, że wykonać swoją misję. Było genialnie, widoki wspaniałe, a trasa niesamowicie malownicza.
W tak błogim nastroju pozostawałem do 37 kilometra. Na podejściu złapał mnie kurcz. Był tak silny, że musiałem się zatrzymać i rozmasowywać obolałe miejsce. Czuję to nawet dzisiaj. Nie spodziewałem się, że takie coś może się zdarzyć przy podchodzeniu pod górkę. Człowiek to się całe życie uczy. Mówię swojej ,,Nózi”, żeby się nie wygłupiała, bo przecież tak świetnie nam szło, ale ona niestety miała inne plany. Teraz musiałem zwolnić. Tempo drastycznie spadało. Chcąc rozwinąć większą prędkość musiałem bardzo uważać albo po prostu zacisnąć zęby. Sielanka się skończyła, ale na ile mogłem to biegłem. Świetne były reakcje innych biegaczy, którzy zatrzymywali się i pytali w czym pomóc. Uwielbiam za to biegi Ultra!

Czytaj dalej →

Kategorie

  • Ciekawi ludzie na naszej ścieżce biegowej
  • Jesteśmy Ambasadorami
  • Nasze starty w zawodach
  • O nas w mediach ;-)
  • Odzież
  • Pożywienie, przepisy, suplementacja
  • Psychika
  • Sprzęt
  • Testy
  • Trening
  • Wokół biegania
  • Wydarzenia
  • Zdrowie

Biegające Małżeństwo

Biegające Małżeństwo

Statystyki bloga

  • 46 905 hits

Stwórz darmową stronę albo bloga na WordPress.com.

Prywatność i pliki cookies: Ta witryna wykorzystuje pliki cookies. Kontynuując przeglądanie tej witryny, zgadzasz się na ich użycie. Aby dowiedzieć się więcej, a także jak kontrolować pliki cookies, przejdź na tą stronę: Polityka cookies
  • Obserwuj Obserwujesz
    • Biegające Małżeństwo
    • Already have a WordPress.com account? Log in now.
    • Biegające Małżeństwo
    • Dostosuj
    • Obserwuj Obserwujesz
    • Zarejestruj się
    • Zaloguj się
    • Zgłoś nieodpowiednią treść
    • Zobacz witrynę w Czytniku
    • Zarządzaj subskrypcjami
    • Zwiń ten panel
 

Ładowanie komentarzy...